Krzywcza.eu - Dla wszystkich, którzy dobrze wspominają lata spędzone w Krzywczy.

Fac Lucjan

Grzmią pod Krzywczą armaty

Z walk 11 Karpackiej Dywizji Piechoty. 13 września 1939 r.

altArtykuł ukazał się w miesięczniku Nasz Przemyśl we IX 2010 r. Przedruk za zgodą autora. Za co składam serdeczne podziękowanie. [Zdjęcie autora obok].

Nim dostałem się na miejsce, usłyszałem już z daleka silną kanonadę dochodzącą z moich pozycji. Kilka samolotów niemieckich krążyło nad wzgórzem 355, rozpoznając nieustannie poszczególne gniazda karabinów maszynowych i stanowiska baterii. Od czasu do czasu zniżały się bezkarnie na wysokość kilkudziesięciu metrów i obrzucały bombami, względnie ostrzeliwały  z broni maszynowej ponętniejsze dla nich cele. Pomyślałem sobie od razu, że w takich warunkach wycofanie się natychmiastowe, jak tego żądał Gen. Sosnkowski będzie niemożliwe.

Taką sytuację ujrzał dowódca 11 Karpackiej Dywizji Piechoty płk dypl. Bronisław Prugar- Ketling, gdy wracał na pozycje swoich oddziałów z narady u dowódcy frontu gen. Kazimierza Sosnkowskiego w Krasiczynie. Sytuacja jednak nie była zła. Rozwinięta na świetnie wybranym z obronnego punktu widzenia terenie dywizja spoglądała na przedpole i oczekiwała  ataku niemieckiego, obserwując z niekłamaną satysfakcją pojedynek ogniowy własnej artylerii z niemiecką. Jego skutki były dobrze widoczne. Droga z Dubiecka do Przemyśla od samego wejścia do doliny, (przewężenie pomiędzy Babicami i zjazdem na Skopów aż po Ruszelczyce) zatłoczona była zmotoryzowanymi oddziałami niemieckiej 7 Bawarskiej Dywizji Piechoty. Dywizja dowodzona przez generał majora Eugena Otta już od kilku dni deptała Karpatczykom po piętach. Świetnie wyszkoleni (była to bowiem stara, wywodząca się jeszcze z  Reihswehry dywizja), w dużym stopniu zmotoryzowani (średnio niemiecka dywizja piechoty w 1939 r. miała na wyposażeniu ok. 1100 samochodów, podczas gdy polska zaledwie 76) dzięki czemu bawarczycy byli wypoczęci i w o niebo lepszej kondycji aniżeli oddziały polskie.  Teraz w przyspieszonym tempie wysypywali się z pojazdów na drodze i grupami przemieszczając się w terenie zajmowali wyznaczone do ataku pozycje. Co chwilę jednak zalegali w terenie pod ostrzałem polskiej artylerii.  Wracający Prugar – Ketling przejechał koło miejsca postoju swojego punktu dowodzenia i podjechał dalej ku przodowi na punkt obserwacyjny, gdzie powitały mnie rozradowane twarze artylerzystów płk. Gruińskiego i ppłk. Obtułowicza. Meldują o wykonaniu kilku skutecznych nawał ogniowych na kolumny nieprzyjaciela posuwające się po szosie i w dolinie Sanu. Nawały te, będące pełnym zaskoczeniem dla wroga, musiały mu zadać ciężkie straty tak w ludziach jak i w sprzęcie i materiale. Obecnie świeże  siły niemieckie podchodzą już bardzo ostrożnie ku wsi Ruszelczyce gdzie prawdopodobnie grupują się do natarcia.  

 Pozycje zajmowane przez 11 Dywizję dawały  świetny wgląd w dolinę Sanu.  Lewe skrzydło polskiej obrony opierało się o brzeg Sanu obejmując Podublasek (las schodzący do Sanu, dosyć głęboko cofnięty za front polskich linii obrony.  Stąd wzdłuż stromizny wzgórza 312 Babia Rzeka na północ poniżej wzgórza 355 Kijów, lizjerą lasu aż po pierwsze,  od strony południowej zabudowania wsi Średnia. Chodzi tu o przysiółek Gawron i rejon gajówki Mielnikówka. Płk Bronisław Prugar Ketling do bezpośredniej obrony wyznaczył cztery bataliony piechoty wsparte artylerią własnego 11 pułku artylerii lekkiej i jednej baterii 60 dywizjonu artylerii ciężkiej.  Głównym celem obrony było zatrzymanie ruchu niemieckich jednostek w kierunku Przemyśla. Prugar Ketling doskonale znał okolicę. Wielokrotnie tu bywał. Sam pochodził przecież z Trześniowa koło Haczowa pow.  brzozowski, gdzie urodził się w  1891 r. Tak więc dowodząc 11 KDP, przyszło mu w kampanii wrześniowej walczyć, rzeczywiście w rodzinnych stronach. Był absolwentem sanockiego gimnazjum im. Królowej Zofii. Studiował na wydziale Prawa i Umiejętności politycznych UJK we Lwowie, a w pobliskich Babicach proboszczem był jego wujek ks. Wojciech Prugar. Przygotowując linię obrony Krzywczę i Wolę Krzywiecką  pozostawił na przedpolu swoich pozycji.  Na stokach wzgórz rozciągających się nad doliną krzywiecką  linie obrony podzielił na dwa odcinki: północny i południowy. Południowy rozciągał się od Sanu po  szosę z Krzywczy na Przemyśl. Północny w kierunku Średniej. Odcinek południowy bronił 48 pułk Strzelców Kresowych dowodzony przez płk Walentego Nowaka. Na jego lewym skrzydle zajął pozycje 2 batalion mjr Tadeusza Byszewskiego, na prawym zaś znalazł się 3 batalion ppłk Jerzego Głowackiego, któremu przypadła obrona wzgórza 355 Kijów. Bezpośredniego wsparcia ogniowego udzielał 2 dywizjon 11 pal dowodzony przez mjr Lorenza. Było to łącznie 12 armat wz.97 kal. 75 mm w trzech bateriach.  Dowodzili: 4 kpt Józef Dembiński, 5 kpt Józef Korabiowski i 6 kpt Jan Pietrzak.   Ponieważ były to pozycje 48 pułku piechoty, tutaj również znalazł się pluton artylerii piechoty w sile dwóch dział kal. 75 mm dowodzony przez por. Antoniego Makowskiego.  Na prawym skrzydle batalionu ppłk Jerzego Głowackiego znalazły się oddziały 53 pułku piechoty płk. dypl Szymona Kocura.  Pozycję od wzgórza 355 aż po Średnią zajmował 3 batalion majora  Feliksa Kowalskiego. Ponieważ teren ten był trudno dostępny dla atakujących na tak długim odcinku pozostawał więc tylko jeden batalion. Na podejściu do Reczpola od strony północnej pozycję zajął 3 batalion mjr Stanisława Młyńskiego. Jego usytuowanie dawało możliwość szybkiej interwencji na wypadek gdyby nieprzyjaciel przerwał pozycje 3 batalionu.  Wsparcie ogniowe zapewniała jedna bateria (prawdopodobnie 2 z I dywizjonu) oraz pluton artylerii piechoty 53 pułku dowodzony przez por. Adolfa Wośkę.  W samym Reczpolu jako odwód stanął 49 huculski pułk piechoty płk dypl Karola Hodały. Tutaj na wzgórzach reczpolskich stanęła również artyleria ogólnego działania na którą złożyły się:  3 dywizjon majora Tadeusza Ostrowicza bez  9 baterii  (łącznie 8 haubic polowych kal. 100 mm)  oraz 3 bateria 60 dywizjonu artylerii ciężkiej dowodzona przez kpt Ludwika Skorskiego (3 haubice wz.  1917 kal. 155 mm).  Oddziały 11 KDP przybyły do Krzywczy nad ranem 13 września. Artylerzyści po wydrapaniu się na górę krzywiecką, czyli rejon wzg. 355 otrzymali rozkaz zajęcia stanowisk. Dowódca 5 baterii kpt. Józef Korabiowski wspominał:

O dziesiątej zakończono prace saperskie. Stanowiska dział były korzystne, przed skrajem rzadkiego lasu, po południowej stronie drogi. Punkt obserwacyjny zapewniał dobrą widoczność, wykopano też obok siebie dwa doły. W jednym z nich znajdowałem się ja oraz podoficer zwiadu i telefonista, w drugim – podoficer łączności i drugi telefonista. Z mojego punktu obserwacyjnego rozciągał się rozległy widok na przedpole, nie było widać jedynie wjazdu do Krzywczy. Wyznaczyłem więc kaprala – podchorążego (nazwiska nie pamiętam) na wysuniętego obserwatora. Do stanowiska ogniowego biegły dwie dwuprzewodowe linie telefoniczne z szeroko rozrzuconymi kablami. Stanowisko koni zwiadu znajdowało się ponad pół kilometra z tyłu i z boku, w zagłębieniu terenowym. Stanowisko ogniowe miało połączenie telefoniczne z dowódcą dywizjonu na jego punkcie dowodzenia.

Punkt dowodzenia Korabiowskiego był doskonale wybrany. Nic też dziwnego, że za chwilę pojawił się tu por. Antoni Makowski, który z rozczarowaniem stwierdził, że to świetne miejsce jest już zajęte. Obydwaj oficerowie znali się już wcześniej. Por. Antoni Makowski zanim został odkomenderowany do 48 pułku piechoty służył wcześniej w 11 pal i był nawet podwładnym Korabiowskiego, w 7 baterii.  Jego starszy brat Edward był w I dywizjonie dowódcą 3 baterii.  Wokół zaczęło się robić gęsto . Swój punkt obserwacyjny ulokowali tutaj i inni, m.in. dowódca baterii  155 mm kpt Ludwik Skorski. Makowski postanowił więc swój punkt obserwacyjny przenieść nieco wyżej, na drugą stronę drogi w rejon wzg. 355. Niestety wzgórze to stało się w trakcie walki obszarem intensywnej nawały ogniowej . Jeden z pocisków niemieckich trafił bezpośrednio w punkt obserwacyjny zabijając por. Antoniego Makowskiego i dwóch kaprali.   

 13 września 1939 r. pod Krzywczą jedna ze starszych niemieckich dywizji 7. Infanterie-Division po raz kolejny starła się z 11 Karpacką Dywizja Piechoty. Stanęły naprzeciw siebie siły pod względem operacyjnym bardzo podobne, były to bowiem dwie dywizje piechoty. Teoretycznie więc siły były wyrównane. Dywizja przeciw dywizji. Faktycznie jednak były to oddziały z zupełnie innych epok.  W polskiej dywizji służyło według etatów wojennych 515 oficerów oraz 15 997 podoficerów i szeregowych, łącznie 16 512 ludzi.  W analogicznej dywizji niemieckiej 17734 osób w tym 534 oficerów. Tak więc, nawet pod względem liczebnym dywizje niemieckie przewyższały dywizje polskie. Nawet … ponieważ, każda forma porównania od tego momentu wypada już tylko na niekorzyść polskiej strony.

  Zarówno liczebność, nasycenie środkami zmotoryzowanymi, a co za tym idzie kondycja żołnierza na polu bitwy zdecydowanie przedstawiały się lepiej na korzyść niemiecką.

 

 11 Karpacka Dywizja Piechoty

Sztab dywizji stacjonował w Stanisławowie. Dowódca płk dypl Bronisław Prugar – Ketling.  Jej poszczególne pododdziały stacjonowały w Stanisławowie, Stryju i Kołomyji. W jej skład wchodziły: 48 Pułk Piechoty Strzelców Kresowych – dowódca płk Walenty Nowak, 49 huculski Pułk Strzelców– dowódca ppłk dypl. Karol Hodała, 53 Pułk Piechoty Strzelców Kresowych – dowódca ppłk dypl. Szymon Kocur, 11 Karpacki Pułk Artylerii Lekkiej – dowódca ppłk Czesław Obtułowicz , 11 Dywizjon Artylerii Ciężkiej – dowódca mjr Zygmunt Dobrowolski, 11 Batalion Saperów – dowódca mjr Włodzimierz Kupryk, 11 bateria Motorowa Artylerii Przeciwlotniczej – dowódca kpt. Tadeusz Dobiesław Hordyński, 11 szwadron kawalerii dywizyjnej (szwadron KOP "Zaleszczyki") – dowódca rtm. Józef Dąbrowski, 11 Kompania Kolarzy, 11kompania ckm przeciwlotniczych, 11kompania Telefoniczna, służby. Teoretycznie dawałoby to liczbę ok. 515 oficerów oraz 15 997 podoficerów i szeregowych. Jest to i tak liczba według stanów faktycznych, a nie według przewidzianego wcześniej planu rozbudowy. W przypadku 11 Karpackiej Dywizji Piechoty sytuacja przedstawiała się o wiele gorzej, albowiem w okresie koncentracji, do składu dywizji nie dotarły dywizyjna kompania przeciwpancerna, kompania kolarzy, dywizjon artylerii ciężkiej, bateria przeciwlotnicza (40 mm), szpital polowy, a nawet 6 kolumn taborowych. Na uzbrojeniu dywizji zgodnie z etatami znajdowało się: 320 rkm, 34 lkm, 124 ckm, 92-90 kb ppanc, 81 granatników 46 mm, 20 moździerzy 81 mm, 27 armat ppanc 37 mm, 4 armaty plot 40 mm, 6 armat piechoty 75 mm (po jednym dwuarmatnim plutonie na pułk piechoty), 24  armaty polowe 75 mm, 12 haubic 100 mm, 3 armaty 105 mm- faktycznie nie dotarły do dywizji, a w artylerii ciężkiej sytuację ratowała bateria Skorskiego- 3 haubice 155 mm. Na wyposażeniu dywizji było również 6939 koni, 76 samochodów i 28 radiostacji. Dywizja przeszła spod Krzywczy pod Łętownię gdzie musiała w ataku nocnym przebijać się przez oddział niemieckiej 45 Dywizji. Tutaj świetnie spisał się 49 pułk „huculski.” Do Przemyśl oddziały 11 KDP weszły nad ranem 14 września. Stąd pomaszerowały dalej na Lwów wchodząc w skład tzw. Grupy przemyskiej na czele, której stanął również próbujący przebić się do Lwowa gen. Kazimierz Sosnkowski. Stoczyła w nocy z 15 na 16 września nad ranem bój w rejonie Mużyłowice Narodowe. Rozbiła wtedy jeden z batalionów pułku SS „Germaina”. Próby przebicia się do Lwowa zakończyły się fiaskiem. Dywizja poniosła ciężkie straty w walkach w rejonie Lasów Janowskich.

 

 

 

 

 

 

 

 

  7 Infanterie Division 7 Bawarska Dywizja Piechoty [bawarska ponieważ powstała i stacjonowała w Monachium; stąd również jej znak duża litera M.  61 Pułk Piechoty (niem. 61. Infanterie-Regiment), 62 Pułk Piechoty (niem. 62. Infanterie-Regiment), 7 Zmotoryzowany Batalion Przeciwpancerny (niem. 7. Panzerabwehr Bataillon (mot)), 7 Batalion Rozpoznawczy (niem. 7. Aufklarungs Bataillon), 7 Pułk Artylerii (niem. 7. Artillerie-Regiment) ,1. Battalion,2. Battalion, 3. Battalion, 1 / 43 Pułku Artylerii, 7 Rezerwowy Batalion Polowy (niem. 7. Feldersatz Bataillon), 7 Batalion Łączności, 7 Batalion Saperów (niem. 7. Pionier Bataillon), jednostki zaopatrzeniowe. 7 Dywizja została sformowana w październiku 1934 pod nazwą „Artilleriefuhrer VII” czyli dowództwo grupy artylerii, nazwy tej używano do 15 października 1935 W skład nowo powołanej jednostki weszły trzy pułki piechoty. Z tych trzech pułków „19 IR” (Infanterie Regiment) nawiązywał tradycją do istniejącego już przed I wojną pułku pochodzącego z Bawarii, w 1931 III batalion tego pułku jako pierwszy otrzymał nazwę „Gebirgs-Jagers Bataillon” – batalion strzelców górskich. W 1934 pułk otrzymał nazwę „IR Munchen” (Pułk Piechoty Monachium), a w rok później „19 IR”. Oddziały tego pułku stacjonowały w Monachium i Freising. „61 IR” utworzono w roku 1935 pododdziały tego pułku stacjonowały w Monachium i Traunstein. „62IR” utworzono w 1935r stacjonował w Landshut, Passau i Regensburg. Wszystkie pułki brały udział w zajęciu Austrii, Sudetów i Czechosłowacji. W sierpniu 1939 zostały skierowane na Słowacje, 19 i 62 pułk rozlokowano w okolicy Czadcy. Pułki te atakowały 1 września 1939r pozycje polskie w kierunku Zwardonia i dalej na ogólny kierunek Żywiec. 63 pułk wyznaczono do opanowania przełęczy Jabłonkowskiej. W składzie 7DP znajdowały się również dwa pułki artylerii 7 i 43 AR (Artillerie Regiment). Dowódcą dywizji w czasie kampanii 1939 roku był. Przed nim funkcje te pełnili gen. Franz Halder i Otto Hartman. Dywizja wchodziła w skład XVII Korpusu Armijnego pod d-ctwem gen.płk. Wernera Kienitza, wchodzącego w skład 14 Armii gen.płk Wilhelma Lista. W wojnie 1939r dywizja walczyła z oddziałami polskimi pod Węgierską Górka, Żywcem (Zadziele), Myślenicami i dalej aż do Lwowa gdzie zakończyła kampanie wrześniową.

Siła liczebna (łącznie: 17734 osób)

534 oficerów, 102 urzędników, 2701 podoficerów

14397 szeregowych i starszych szeregowych

Transport dywizji piechoty 1 fali mobilizacyjnej (1939 rok) zapewniały: 4842 konie, 919 pojazdów zaprzęgowych, 394 samochody osobowe, 615 samochodów ciężarowych, 3 pojazdy opancerzone

527 rowerów. Uzbrojenie około 3700 pistoletów

około 13 000 karabinów, 312 pistoletów maszynowych, 90 karabinów przeciwpancernych

435 ręcznych karabinów maszynowych, 110 ciężkich karabinów maszynowych, 12 armat przeciwlotniczych 20 mm, 84 granatniki (50 mm), 54 moździerze (81 mm), 75 armat przeciwpancernych 37 mm, 20 lekkich dział piechoty 75 mm, 6 ciężkich dział piechoty 150 mm, 36 lekkich haubic polowych 105 mm, 12 ciężkich, haubic polowych 150 mm, 9 miotaczy ognia, 3 samochody pancerne

 

 

 Jednak w sprzyjających warunkach, tak jak tutaj nad Sanem, okazało się, że mimo przewagi nieprzyjaciela można stawić skuteczny opór. Około 1130 po posiłku, kiedy wydawało się, że Niemcy nie podejmą ataku, poczekają na zmrok, gdy w międzyczasie sytuacja ogólna ulegnie polepszeniu na ich korzyść, przez co zagrożona oskrzydleniem dywizja ponownie będzie zmuszona nocą wykonać odskok. Tym razem tak nie było. Od sąsiedniej 45 dywizji odgradzał Bawarczyków pas Pogórza Dynowskiego, a kierunek na Przemyśl i jego zdobycie miały wymiar szczególny.  Rozpoczął się ostrzał artyleryjski. Polska artyleria również odpowiedziała ogniem. Pod przykryciem własnej artylerii niemiecka piechota kontynuowała natarcie wzdłuż odcinka północnego nacierając polami od strony Ruszelczyc. Nieprzyjaciel był doskonale widoczny w terenie, nic też dziwnego, że ogień artylerii karpatczyków przydusił Niemców do ziemi na przedpolach Krzywczy. Jednak niemiecka artyleria kierowana przez obserwujące pole bitwy samoloty bardzo szybko wstrzelała się w pozycje polskie. Niemcy dysponowali sporą przewagą ogniową. Wydaje się, że w ten bój artyleryjski zaangażowana została większość artylerii dywizyjnej. Na pozycje polskie spadał prawdziwy grad pocisków. Straty były duże. Oprócz por. Makowskiego zginęło jeszcze kilkudziesięciu podoficerów i  żołnierzy. W zbiorowej mogile na cmentarzu w Krzywczy pochowane są 23 ciała.  Ogień artylerii niemieckiej rwał jednocześnie połączenia telefoniczne pomiędzy punktami obserwacyjnymi a poszczególnymi bateriami. Nic więc dziwnego, że ogień karpatczyków stawał się mniej intensywny. Nie strzelano w ciemno, szkoda było amunicji i niepotrzebnie zdradzono by w ten sposób własne pozycje. Dużą pomocą niemieckiej artylerii służyło lotnictwo, które nie tylko koordynowało ogień, ale wielokrotnie  dokonało również ataków bombowych i ostrzeliwało pozycje polskie. Dawał się wtedy dotkliwie odczuwać brak plutonu artylerii plot. Te dwa 40 mm Boforsy dały by się Niemcom porządnie we znaki. Dużą skutecznością wykazała się 8 bateria haubic z III dywizjonu. Zawdzięczała to w dużym stopniu oficerowi zwiadowczemu ppor (?), ogniomistrzowi pchor. Józefowi Czwordonowi. W Księdze pamiątkowej artylerii polskiej 1914-1939, wydanej w Londynie w 1975 r. płk Karol Galster napisał:

Jeszcze przed rozpoczęciem walki, z powodu trudnych warunków obserwacji, przesunął on z własnej inicjatywy, wspólnie z mjr Lityńskim, swój punkt obserwacyjny do kompanii przedniej, skąd była jedyna możliwość prowadzenia ognia na przeprawy. Tam pozostawał przez cały czas walki wysuniętego batalionu, pod ogniem artylerii i broni piechoty, nawet po kontuzji przez bliski wybuch pocisku. Kierując początkowo ogniem 8 baterii, otrzymał wkrótce do dyspozycji 7 baterię i wciągu kilku godzin kierował ogniem baterii tak skutecznie, że okazał piechocie wybitną pomoc w udaremnianiu ponawianych natarć nieprzyjaciela […] Dopiero po wycofaniu się III/49.pp na rozkaz dowódcy obrony płk Nowaka (chodzi prawdopodobnie o III batalion, ale 48 pp), w notatce do dowódcy III Dywizjonu, wyraził dla działania ppor. Czwordona najwyższe uznanie i wystąpił z wnioskiem o przedstawienie go do odznaczenia orderem V. M oraz nagrodzenie K. W wszystkich jego telefonistów i zwiadowców. Z takim samym wnioskiem wystąpił również mjr Lityński. W parę dni po tym, w lesie Janowskim, gen. Sosnkowski oświadczył osobiście dowódcy III dywizjonu, że zatwierdził w dowództwie dywizji wnioski …

Doskonale spisała się cała 8 bateria. Wnioski na Krzyże Walecznych faktycznie poszły dla podoficera zwiadowczego pchor. Hallmana, kpr. Władysława Szczurka-podoficera strzelniczego, szefa 8 baterii st. ogn.  Kapelskiego, oficera ogniowego 8 baterii ppor. rez Jana Pioterka. Ponadto zatwierdzono wnioski jeszcze dla kilku oficerów i podoficerów III Dywizjonu. Z nieznanych przyczyn wnioski te nie zostały zrealizowane. Po sąsiedzku nieco niżej od 8 baterii zajmował swoje stanowisko kpt Józef Korabiowski, który ze stanowiska dowódcy 8 baterii został do 5 baterii przeniesiony 15 sierpnia 1939 r., tak więc na dwa tygodnie przed wybuchem wojny.  Teraz mógł obserwować sprawność wojskową swoich podopiecznych, za których tak często zbierał połajanki i to nawet od samego szefa Departamentu Artylerii pułkownika Jana Macieja Bolda. Słynny w 11 pal-u ryk generała na Korabiowskiego „Pan! Co z 8. Baterii, … ja się z panem nie przywitam, ręki i panu nie podam, takiego bałaganu jak w 8 baterii nigdy w życiu nie spotkałem!” Płk Bold nie miał zbyt dobrej opinii wśród oficerów korpusu artylerii i na emeryturę odszedł w 1935 r. Miło by było zobaczyć minę szefa Departamentu Artylerii, który uważał 8 baterię za jakieś kosmiczne nieporozumienie, tutaj na krzywieckich wzgórzach, gdzie nie liczyło się jak są zrobione wpisy do książki kucia koni, albo czy ubrania przed praniem są złożone w kostkę. Tutaj liczyła się odwaga, sprawność i pewność w posługiwaniu się bronią.  Wynikały one jednak  przecież z doskonałego opanowania artyleryjskiego rzemiosła.   

Na bliższych dystansach świetnie spisywały się baterie armat wz. 97 II Dywizjonu. Wśród nich znajdowała się 5 bateria, której dowódca, wspomniany kpt. Józef Korabiowski pozostawił po sobie bezcenne wspomnienia. Drugi atak, który Niemcy przepuścili około godziny 16 przeprowadzony został na o wiele szerszym froncie, a jego główne uderzenie skierowane było na odcinek południowy, broniony przez 48 pułk. Sytuacja była bardzo groźna. Wsparcie własnej artylerii nie było już tak intensywne ani tak dokładne jak wcześniej. Kable telefoniczne rwały pociski niemieckiej artylerii. Możliwość kierowania ogniem została mocno ograniczona.  Poszczególne baterie wielokrotnie znalazły się pod ostrzałem niemieckich. Aż dziw bierze, że straty wśród artylerzystów były tak małe. Prugar-Ketlin wspominał:

 

Od tyłu dochodzą coraz to świeższe i coraz poważniejsze siły. Wzmocniona została artyleria przeciwnika, która daje się nam mocno we znaki. Ciężkie jej pociski czynią w obrońcach, leżących na zachodnich stokach wzgórz, bardzo gęste wyrwy. Pomysł wycofania się na wyższą linię obrony Prugar-Ketling odrzucił. Był to pod ogniem manewr bardzo niebezpieczny.  Niemcy podjęli również atak przez San. Kpt. Korabiowski wspominał: W którymś momencie zauważyłem, że na dalekim przedpolu piechota nieprzyjaciela przechodzi przez San. Zacząłem ją ostrzeliwać szrapnelami , ale że celownik był za wysoki na szrapnel, ponieważ odległość wynosiła prawie sześć kilometrów , przeszedłem na granaty rozpryskowe. Inne baterie zajęły się także tym celem. Podziwiałem dyscyplinę niemieckich piechurów, nie zważali na ogień naszej artylerii. Po dojściu do rzeki większość z nich zdejmowała buty, by po wyjściu z wody nałożyć je znowu. Po przejściu rzeki piechota nieprzyjaciela znikała w pobliskich lasach. Okazało się wkrótce, że niedługo. Niemcy obeszli lasami lewy skraj naszych pozycji i wyszli na stanowisko ogniowe 6 baterii.

 

Kontratak poprowadziła 7 kompania 48 pp pod dowództwem kpt Józefa Jossego . Bateria kpt Jana Pietrzaka również spisała się nieźle. Na wyróżnienie zasłużył oficer ogniowy ppor Kowalewski, który odwrócił armaty do ognia na wprost i poprowadził intensywny ogień na nacierających Niemców. Ponadto obsługa baterii otoczyła ją również obroną rozstawiając również swoje karabiny maszynowe. Sam dowódca dywizji płk Bronisław Prugar-Ketling moment ten zapamiętał:

 

Bateria broni się sama strzałami bezpośrednimi i własnymi karabinami maszynowymi, lecz długo nie wytrzyma, pomoc natychmiastowa jest sprawą gwałtowną. Ostatnia kompania z odwodu 48. pp ruszyła do przeciwnatarcia. Na zagrożony odcinek skierowałem jeden baon 49. Pp. Zapadał już zmierzch, gdy doszło do starcia wręcz między nacierającymi Niemcami a przeciw uderzającą kompania polską. Skutek był nadzwyczajny. Niemcy usłyszawszy z bliskiej odległości okrzyk „hurra” i spostrzegłszy z dużym impetem idących na nich Polaków nie wytrzymali lubianego przez nas uderzenia na bagnety, zachwiali się z miejsca i poczęli szybko ustępować. Ścigano ich przez pewien czas, a potem ogniem piechoty i artylerii niszczono, dopóki nie znikli z oczu po drugiej stronie Sanu.

 

Zapadał zmierzch, sytuacja zrobiła się już dla obrońców bardzo nieciekawa.  Cała zachodnia część wzgórz krzywieckich była pod ostrzałem. Niemieckie baterie ciężkiej artylerii przenosiły ogień również na okolice Reczpola, a nawet lasu przed gajówką Wesełówka po Hołublę. Teraz należało się tylko oderwać od nieprzyjaciela i pomaszerować do Twierdzy Przemyśl, na odpoczynek, po uzupełnienia i zaopatrzenie. No cóż  … było dokładnie odwrotnie, o czym pisaliśmy już na łamach „Naszego Przemyśla”.  Wykonanie nawał ogniowych kamuflujących odwrót polskich oddziałów miała wykonać 5 bateria kpt. Korabiowskiego, który tym razem wraz z baterią zawdzięczał dowódcy pułku nie tylko sympatię i wyrozumiałość za różne wybryki, ale również życie.

 

Po przybyciu na stanowisko ogniowe prowadziłem nakazany ogień, a o godzinie dwudziestej pierwszej byłem gotowy do wykonania pożegnalnej nawały, po trzy pociski na działo. Niespodziewanie zjawił się na stanowisku ogniowym dowódca pułku, który po przyjęciu mojego meldunku nakazał natychmiastowe wykonanie nawały i wyciągnięcie baterii na szosę odległą o trzysta metrów od stanowiska. Po zakończeniu nawały padły komendy „odbój”, „przygotowanie do marszu”, „przodki na baterię”, i kilka minut później bateria była już na szosie i czekała na swoje miejsce w kolumnie. Wkrótce na opuszczone przez działa stanowiska Niemcy wykonali nawałę ognia. Ogień ich był celny, na szczęście spóźniony. Stwierdziliśmy później, że jeden z ich pocisków wybuchł dwa metry od stanowiska drugiego działa, a inny – osiem metrów od stanowiska czwartego działa. Niewątpliwie gdybyśmy czekali z wykonaniem ostatniej nawały zgodnie z pierwotnym rozkazem, straty byłyby bolesne.

 

Jak co roku, o tej porze staram się na łamach „Naszego Przemyśla” wspomnieć wrzesień 1939 r. by oddać hołd obrońcom naszego miasta i ziemi przemyskiej. Co roku również inną formę przybiera obchodzenie tej rocznicy. Tym razem szczególne uznanie dla Gminy Krzywcza, która wraz ze Stowarzyszeniem „Dolina Sanu” na prawdziwym polu bitwy siłami całej GRH D.O. K. X i zaprzyjaźnionych z nimi grup rekonstrukcyjnych zgotowała świetne widowisko w hołdzie „Cieniom września”, a szczególnie 11 Karpackiej Dywizji Piechoty.  Profesjonalizm Mirosława Majkowskiego i GRH D.O.K. X zasługują na najwyższe uznanie, za co serdecznie dziękuję wraz z prof. dr hab. Andrzejem Olejką i naszym przyjacielem Piotrem Haszczynem.

Podstawowa bibliografia:

R. Dalecki, Armia „Karpaty” w wojnie 1939 roku, Rzeszów 2009. P. Zarzycki, 11 Karpacki pułk artylerii lekkiej, Pruszków 2004.  J. Korabiowski, W rogatywce i w berecie, Warszawa 2004. B. Prugar-Ketling, Aby dochować wierności. Wspomnienia z działań 11. Karpackiej Dywizji Piechoty Wrzesień 1939, Warszawa 1990. Von Jablunka bis Lemberg. 1.9.39-20.9.39. Der Siegeszug der 7. Division. (Kronika 7 DP- dzięki uprzejmości P. Wawrzyńca Markowskiego). E. Kozłowski, Wojsko polskie w latach 1936-1939, Plany modernizacji i rozbudowy, Warszawa 1974, s. 119. Z. Jagiełło, Piechota Wojska Polskiego 1918 – 1939, Warszawa 2005. R. Łoś, Artyleria polska 1914-1939, Warszawa 1991.

Linki

Blog Krzywcza Trzy Kultury Facebook - Krzywcza Trzy Kultury Facebook - Gmina Krzywcza Facebook - Hobbitówka

Parafia Krzywcza

Hobitówka

strona www

alt alt alt alt alt


 

 

 

 

Łatwy dostęp do innych przedsięwzięć internetowych, które są powiązane z Portalem Krzywcza Trzy Kultury oraz stron związanych z Krzywczą.