Uncategorised
Karaluch w uchu
- Szczegóły
Prezentujemy wspomnienie pani Ireny Mazurek z domu Sawickiej pt. Karaluch w uchu czyli jak z rodziną przeżyłam Syberię. Wspomnienia powstały na podstawie zapisków Pani Ireny oraz wywiadu przeprowadzonego przeze mnie w lipcu 2010 r. Nadałem także wspomnieniom ostateczny kształt literacki i tytuł. Dla lepszego zrozumeinia tekstu poniżej prezentuję zdjęcia głównych postaci wspomnień. Jednocześnie składam serdeczne podziękowanie Pani Irenie Mazurek za możliwość prezentacji wspomnień na naszej stronie.
Piotr Haszczyn
Dziadzio - Teodor Petrów
Babcia - Joanna Petrów z domu Kasprowicz
Tatuś - Wojciech Sawicki
Mamusia - Stefania Sawicka z domu Petrów
Geniu - Eugieniusz Sawicki
Autorka wspomnień Irena Mazurek z domu Sawicka
MOJA RODZINA
Był pogodny majowy dzień. Z moją koleżanką Rusinką z Drohomyśla chodziłyśmy po polu i szukaliśmy gniazdka ptasiego. Może, gdybym je znalazła nie byłoby tego nieszczęścia. Mamusia przyjechała ze Lwowa i dziadzio z Krakowca, gdzie miał kancelarię leśniczego. Było miło i dla nas dzieci bezpiecznie przy dziadziu, babci, mamusi i wujku Michale, którego kochaliśmy oboje z bratem najbardziej po rodzicach.
Tatuś był w więźniu już od 17 VII 1940 r., (a od 5 XII 1940 r. w obozie w Starobielsku). Aresztowany był we Lwowie w naszym mieszkaniu 17 VII 1940 r. Pani Boguszowa, u której były klucze od mieszkania pod nieobecność mamusi (bo tatuś pracował po nocach żeby się ukrywać), bo nasi okupanci Rosjanie prowadzili aresztowania, wywózki tylko po nocach lub wczesnym ranki. To był ich łajdacki system. Rano około 10 tej przyszli NKWD – ści załomotali do drzwi naszego mieszkania, ale tatuś nie otwierał, a może się zdrzemnął po nocnej fizycznej pracy dość, że schodząc z piętra w wilii gdzie mieszkaliśmy weszli do p. Boguszowej, żeby dowiedzieć się, gdzie są mieszkańcy z góry, wtedy ona powiedziała, że tatuś jest na górze bo brał od niej klucze. Poszli z nią na górę, zapukała i powiedział:
- panie Sawicki proszę otworzyć to ja.
I tatuś otworzył i tak został aresztowany. O tym jak to się stało opowiedziała żydówka, która mieszkała na parterze obok p. Boguszowej. I ona uważana za komunistkę powiedział do mamusi, że nigdyby czegoś takiego nie zrobiła, raczej by ich okłamała i że bardzo brzydko postąpiła p. Boguszowa.
Po aresztowaniu mojego ojca, dziadzio zdecydował, że zamieszkamy na wsi, bo we Lwowie brak był brak żywności, a kolejki za podstawowymi produktami żywnościowymi bardzo duże. Mamusia całymi tygodniami stała w kolejkach pod więzieniem ażeby podać paczkę tatusiowi. Zima była sroga mrozy ponad 30 stopni. Tak się zaziębiła, że dostała silnego obustronnego zapalenia płuc. Ratunku nie było, śniegi okrutne, lekarz nie mógł dojechać, zdawało się, że już z bratem zostaniemy sierotami. Babcia rozpaczała, lekarstw oprócz aspiryny nie było, bańki nie pomagały. Wreszcie zdecydowano się na pijawki. Mamusia była zawsze astmatyczna, cierpiała na potworne migreny, a jeszcze te pijawki ściągnęły tyle krwi, że wprawdzie mamusia odzyskała przytomność i temperatura spadała, ale była tak słaba, że całą zimę prawie cała przeleżała. Dziadzio z wujkiem Michałem uczyli mamę chodzić podtrzymując ja z obydwu stron pod ręce. Ja po aresztowaniu ojca popadłam w depresję, zachorowała równocześnie na szkarlatynę i zapalenie prawego płuca. W takiej atmosferze chorób i zmartwień nastał maj i wywózka.
Wywózka na Sybir
Nas wywieziono z 20 na 21 maja 1941 r. o godzinie 24 w nocy. Po wejściu do mieszkania żołnierze poszli do pokoi i odebrali klucze od dużego biurka z wieloma szufladami pokręcili się po pokoju i oznajmili:
- zbierajcie się pojedziecie w druguju obłosti [inne województwo]
W pierwszej chwili nie zrozumieliśmy o co chodzi. Po chwili mamusia stojąca jak posąg w drzwiach między pokojami powiedziała do nas:
- dzieci pakujcie swoje rzeczy nas wywożą.
Rzuciliśmy się z bratem do komody pakować bieliznę i raptem ja 11 letnia dziewczynka zrozumiałam, że nas wywożą na Sybir. Dostałam histerycznego płaczu, krzyczałam tak potwornie, że podobno było słychać na pół wsi. NKWD jakkolwiek byli potworami to jednak starali się mnie uspokajać, że pojadę do papki, że tam będzie nam bardzo dobrze, ale ja uspokoiłam się dopiero jak siedziałam w wagonie. Dziadzio włożył na siebie plisę usiadł, patrzył w okno i powiedział do mnie:
- nie płacz dziecko ty wrócisz tutaj, ale ja już nie.
Do dziś pamiętam jego niebieskie oczy, bardzo smutne. Tak się zaczęła nasza tułaczka na Sybir. Dziadzio, babcia, mamusia, Gienio i Ja. Właściwie oprócz pościeli i rzeczy osobistych nic nie wzięliśmy z dość zasobnego domu. Sąsiadka żydówka miała piekarnię podała nam świeże bułki i o tym zapasie żywności wyruszyliśmy. Punkt zborny był w Jaworowie. Ponieważ nie pozwolono nam zabrać żadnych dokumentów z biurka, a mnie nawet „Płomyczków” jechaliśmy bez jednego zdjęcia. Na prośbę mamusi, żeby choć jedno zdjęcie ojca dać dzieciom na pamiątkę już na stacji NKWD – wiec przyniósł nam do wagonu parę zdjęć z albumu, a resztę zdjęć zarekwirowano.
Podróż na zesłanie
Jak ruszył transport w zamkniętych wagonach śpiewano Boże coś Polskę i Jeszcze Polska nie zginęła. Do dziś nie mogę śpiewać „Serdeczna Matko” bo zaraz płaczę. Dojechaliśmy do Lwowa. Do naszego wagonu jeszcze doładowano ludzi tak, że nie było miejsca żeby się jakoś położyć. Dziadzio napisał karteczkę do cioci Andy, że jedziemy i rzucił przez zakratowane okno na tory. Obok pracowali robotnicy, kiwali głowami, że widzą zwinięta w papieros karteczkę, ale po latach okazało się, że nikt cioci jej nie doręczył. Z nami jechało dużo rusinów zamieszkałych po wsiach polskich. Wrogowi było „wsio rawno” [wszystko jedno] byle tylko dręczyć ludzi. Dokładnie nie pamiętam, ale do Tomska dojechaliśmy pod koniec czerwca. Już trwała wojna rosyjsko – niemiecka. Tylko raz jeden już za Uralem wypuszczono nas z wagonów – dzieci i starców żeby trochę pochodzić około godziny gdzieś w polu, żeby nikt nie uciekł i żeby nas nikt nie widział. Ja bardzo kaszlałam po drodze, była przecież po zapaleniu płuc. Raz jeszcze, było to w Nowosybirsku, popędzono nas do bani tj. łaźni, osobno kobiety i dzieci, osobno mężczyźni i chłopcy. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam nagie kobiety, stare, młode i dzieci. Był to dla mnie szok. Odzież wszystką zabrano do odwszawiania. W Tomsku wyładowano nas z wagonów na przystań nad rzekę Ob. Czekaliśmy na tej przystani chyba 3 dni. W nocy zbici w gromadę o głodzie. Było zimno, no i komary, miliony komarów. Ob był rozlany tak, że drzewa z wody wystawały ich wierzchołki. Drugi brzeg był bardzo daleko. Załadowano nas na „parachod” [parowiec rzeczny] pod pokład, oczywiście nie cały transport, bo część wagonów odczepiono i zostawiono przed Tomskiem i tak przez tydzień płynęliśmy do Parabieli. Tam popędzono nas do osady coś w rodzaju powiatu do byłej cerkwi. Deszcz lał, zmokliśmy po drodze. W tej byłej cerkwi nie było dachu bo blachę dawno zerwali, a tylko podgniłe deski zostały na dachu i tak znów koczowaliśmy całą dobę. Część z nas załadowano na barkę i rzeką Parabiel popłynęliśmy do osady Nowikowo.
Kasicha - pierwsze miejsce zesłania na Syberii
Stamtąd już zwykłą łódką do wsi Kasicha. Zostaliśmy tylko dwie rodziny: my i rodzina ukraińska z Jaworowa: babka, matka i 2 dzieci. Przydzielono nas do rodziny ruskiej 1 izba, małżeństwo i dwóch chłopców (Witia – 5 lat i Giena – 3 lata). Przy nas we wrześniu urodził się trzeci chłopiec Misza. Nazywali się Owcziennikowie. Ona Dunia- wysoka, mocno zbudowana robotnica kołchozowa, on niski szczupły cieśla. Po przyjeździe pomyliśmy się mamusia zmieniła pościel, położyliśmy się na podłodze. Szybko jednak pobudziliśmy się. Naszej białej pięknej pościeli nie było widać, gdyż były na niej miliony pluskiew, które nas zaatakowały. Ruscy się śmiali, my byliśmy zrozpaczeni. Dniem miliony komarów i muszek. Trzeba było się smarować dziegciem przed komarami, a na muszkę nie było sposobu żarły do krwi. Ale najgorsze były malutkie czarne karaluchy. Pewnej nocy jeden z nich wszedł do mojego ucha i nie można było go wyciągnąć. Ból niesamowity, płakałam i cierpiałam niesamowicie. Ale miejscowi i na to mieli sposób. Dunia z kawałka papierka zrobiła trąbkę, którą włożyła do mojego ucha, a następnie zapaliła świeczkę, którą zbliżyła do tutki. Trzymała tak długo, aż gorące powietrze wchodzące w otwór trąbki zabiło karalucha. Później jeszcze przez kilka dni bolała, a z ucha po kawałku wypadały kawałki intruza. Po tym incydencie na noc już przezornie zatykaliśmy uszy.
Przydzielono nam pracę. Brat 13 letni chłopiec uważany był już za dorosłego. Przydzielono go do koni i do pracy z nimi. Mnie 11 letniej dziewczynie dano motykę i na pole wraz z miejscowymi dziewczętami. Mama do tajgi do piły i siekiery. Dziadzio starał się pomagać mamusi, ale był słaby. Po chorobie żołądka i przy braku odpowiednie diety, szybko opadał z sił. Zauważyłam, że dzieci tam były golone do gołej skóry. Myślę, że ze względu na wszawicę i na chorobę skórną głowy, którą nazywano „złotouchą”. Cała głowa w strupach. Ja miałam długi ładny warkocz. Jak mamusia myła mi głowę to zeszła się pełna izba kobiet i dzieci, żeby zobaczyć czy to prawdziwe włosy. Tak byliśmy we dwie rodziny prawie miesiąc, zrozpaczeni, że już nigdy się stąd nie wydostaniemy, ale los był łaskawy. Bo nowy transport z Białegostoku Polaków również rzucono w te okropne syberyjskie bagna. Przyjechało do Kasichy około 20 rodzin, sami Polacy, ale tylko kobiety i dzieci. Mężczyzn na pewnej stacji, jeszcze na terenie Polski, oddzielono od rodzin i okazało się, że wszystkich rozstrzelano w lesie w pobliżu Siemiatycz. Ten transport uformowano parę dni przed wybuchem wojny w 1941 r. Tak, że już były bombardowane tory, ale oprawcy zdążyli tych ludzi jeszcze wywieźć. Wtedy w Kasisze poznaliśmy Taławiniskich i Ekielskich. Była babcia Ewa, mama z trójka dzieci i ciocia z dwójką dzieci. Zapamiętałam ich tak doskonale, że równo po 50 latach w Częstochowie na zjeździe Sybiraków znalazłam Henia, który w 1941 r. miał 10 lat. Radość moja i Genia była wielka, a ich cała rodzina nie mogła wyjść z podziwu, że tak dokładnie pamiętam imiona wszystkich, nawet wiek dzieci.
W dniu kiedy nam kazano tj. dorosłym podpisać zgodę na pobyt 20 lat na Syberii rozpacz wszystkich była wielka, bo za odmowę groziło wiezienie.
W Kasisze chodziliśmy po tajdze i zbieraliśmy grzyby, różne owoce np. gołebike. Jej krzaki rosły na bagnach na takich kępach, trzeba było uważać ażeby nie skoczyć do bagna, które mogło odebrać życie . W tajdze zbieraliśmy kolbę podobna do liści konwalii, ale pachnący czosnkiem i były lecznicze przy szkorbucie [czosnek niedźwiedzi]. Bardzo smaczne są orzechy cedrowe, po które trzeba było się wysoko wspinać na cedry, zrywać szyszki obficie oblane żywicą, potem w ogniu żywica się topiła i wtedy dopiero można były wyłuskać tłuste, smaczne nasiona. Także owoce czeremchy mieliło się i z odrobina maki piekliśmy z placki. Oprócz tego mnóstwo brusznicy, którą ruscy całe beczki zbierali na zimę. Ziemniaki były wielkości orzechów, uprawiali te z groch polny, owies, żyto, ale te zboża nadają się na siew. Naród tam był w latach 30 –tych zesłany jako kułacki, system stalinowski nieludzki.
Zapamiętałam jak były żniwa, trzeba było wyrobić normę, żeby dostać cos do jedzenia, trochę grochu lub ziarna. Mamusia żęła, dziadzio wiązał snopy, a ja te snopy znosiłam na kupę. Po kilku godzinie mamusi spuchła ręka, bo nigdy w życiu nie miała sierpa w rękach, a ja tak się podźgałam tymi snopami, że myślałam, że całe wnętrzności ze mnie wyjdą. Mamusia pięknie szyła i jak się Rosjanki dowiedziały to już mamusia została zatrudniona jako krawcowa. Gienio dźwigał, harował jak dorosły chłop.
W dniu 15 VIII 1941 r. dużo nas pracowało przy zbiorze lnu . W pewnej chwili zobaczyliśmy, samolot, ale ruscy mówili, że oblatuje tajgę, czy się gdzieś nie pali. Pod wieczór na to pole przyszła brygadierka i oznajmiła, że szybko musi pomierzyć, ile kto wykonał, bo Polaki mają iść na zebranie. Wszyscy byli zmartwieni, bo wiedziano, że nic dobrego nam nie zakomunikują. Okazało się, że przybyli z NKWD i oznajmili, że zostało zawarte porozumienie i że nie jesteśmy już skazani, że możemy wyjeżdżać w obrębie obłosti [województwa] tj. Nowosybirska, ale dopiero po otrzymaniu dokumentów, które mają nam wręczyć. Okazało się, że babcia z dziadkiem dostali papiery, a my nie. Dużo Polaków wyjechało do Parabierli, a nawet co młodsi i zdrowsi jeszcze dalej. My zamieszkaliśmy u takich staruszków. Oni w lecie paśli owce, a w zimie siedzieli na piecu, bo nie mieli w co się ubrać, a do jedzenia mieli tylko zboże, które parzyli i żuli w bezzębnych ustach. To była zapłata za letnią pracę w kołchozie – garść zboża. Izdebka była malutka, okienko małe i nas dwie rodziny. Z nami mieszkał młody mężczyzna z matką chorą na epilepsję. Często w nocy dostawała ataki, nawet po parę razy, przy tym bardzo krzyczała jakimś nieludzkim głosem. Okienko było pokryte lodem na kilka centymetrów. W okienku było ciemno, malutka kuchenka nie mogła ogrzać tej prymitywnie zbudowanej chatki. Dla dziadka i babci zrobiliśmy prycze z desek i rozesłaliśmy trochę słomy, ale staruszkowie marzli okropnie. My w trójkę spaliśmy na gołej podłodze. Mieliśmy tylko jedną pierzynę i dwie poduszki. Ja spałam zawsze w środku. Jak wszyscy przeżywaliśmy te zimy, to nie mam pojęcia. To, że przeżyliśmy to tylko opieka Boga i Matki Najświętszej. Lata okropnej biedy, głodu, zimna. Otuleni szmatami zimą, czoło i głowa, bo mróz był srogi, na rzęsach lód, nogi szmatami bo obuwie, w którym przyjechaliśmy dawno się rozdarło. Latem czasem było parę kartofelek więc te ciemne obierki osuszyłam na zimę. Niestety po ugotowaniu i zjedzeniu tak strasznie paliły w przewodzie pokarmowym i żołądku jakby ktoś nakład rozżarzonego węgla.
Był w kołchozie budynek, który w lecie służył jako żłobek, a w zimie zamieszkało tam kilka polskich rodzin. Pani Dankiewiczowa z dwoma córkami i synem Waldemarem w moim wieku, p. Krasnodemscy z synami: Józefem, Marianem i Guciem i jeszcze chyba była tam dziewczynka w moim wieku, bardzo ładnie śpiewała. Ponieważ był to budynek z grubych bali więc tam było trochę cieplej wieczorami. Zbieraliśmy się tam śpiewaliśmy pieśni pobożne, litanię, modlitwy i inne patriotyczne i ludowe. Dokumentów nie mieliśmy. Na przedwiośniu mamusia wysłał dzidka do Nowikowa, a my uciekliśmy pieszo w nocy do Nowikowa. Był tam szpital, ale nie przyjęli dziadzia. Powiedzieli, że stary to niech umiera. Dziadzio w 1941 r. jeszcze chodził do tajgi. Jako stary leśnik był zachwycony tymi lasami, nigdy nie zbłądził, w lesie czuł się jak we własnym domu. W 1942 r. już nie miał sił żeby chodzić. W sierpniu barką dziadek popłyną do Parabieli, a my w trójkę piechotą przeszliśmy 100 km. Z nami szła z trójka dzieci jeszcze jedna pani. Jej dzieci były młodsze ode mnie miały żadnych butów. Przyszedł wrzesień, przymrozki już były silne, żeby ogrzać zziębnięte stopy siusiały na nie i tak je ogrzewały. Szliśmy trzy doby. Nocowaliśmy w szałasach przydrożnych, czasem było tam trochę słomy. Ja byłam najsłabsza zawsze zostawałam w tyle, daleko, nie miałam sił iść. Okazało się później, że powodem tego była choroba płuc.
Dom Polskiego Dziecka w Tomsku
Wreszcie dotarliśmy do Parabieli i tam dowiedzieliśmy się, że w Tomsku jest Dom Dziecka Polskiego. W Parbieli zatrzymaliśmy się przez parę dni u rodziny Baków z Jaworowa. Mnie mamusia ścięła włosy i oboje z bratem i innymi dziećmi popłynęliśmy parachodem do Tomska. Gdzie przypłynęliśmy po 6 dniach nad ranem. Było jeszcze ciemno. Z parachodu szliśmy pieszo do Czeremoszwili. Budynek drewniany, piętrowy, zostaliśmy powitani przez kierownika Franciszka Jackiewicza bardzo groźnego. Pokładliśmy się na garnce słomy jedno obok drugiego żeby się ogrzać. Tak władze ruskie obdarzyły nas domem. Powoli po kawałeczku chłopcy wstawiali szyby, a resztę zabijali deskami. Pozbijali wzdłuż ścian prycze, posłali je słomą i tak zaczęło się życie. Na wyżywieniu była biała mąka amerykańska z darów.
Jedna sala była dla dziewczynek, spałyśmy na tej słomie bez pościeli w tym czym chodziliśmy w dzień. Po jakimś czasie, chyba w listopadzie, pan Jackiewicz dał nam koce na noc, które dostał z darów. Z dużych wełnianych skarpet męskich, po spruciu robiłyśmy sobie pończochy. Około grudnia przyszły amerykańskie ciuchy. Były to przeważnie cienkie ubiory, często podarte, ale i tak cieszyliśmy się bardzo z tych darów. Z wyżywieniem było gorzej, żadnych jarzyn, chleb rzadko. Nie wiem jak zdobywaliśmy w mieście drożdże, które jedliśmy z chlebem. Ja byłam poważnie chora na płuca. Kierownik Franciszek Jackiewicz wezwał lekarza do mnie i jeszcze jednego chłopca. Po zbadaniu stwierdził, że nadaję się pilnie do szpitala, ale brak miejsc bo wszystkie szpitale i szkoły zajęte są dla rannych żołnierzy z frontu. Chłopiec wkrótce zmarł. Pan Jackiewicz widząc, że nic nie jem i wyglądam jak trup zdobył gdzieś śledzia i wtedy zawołał mnie do pokoju i usiłował zmusić do jedzenia, ale niestety nie mogłam jeść. Tak przeżyliśmy zimę. Gienio z chłopcami zdobywali opał, po prostu kradli i pomagali we wszystkich pracach. Ja mało się udzielałam więcej leżałam jak chodziłam. Wiosną stosunki pomiędzy Rosją, a rządem Sikorskiego pogorszyły się więc chłopców już nawet 12 to letnich wzięli do pracy do fabryki ołówków. Trwało to tak do czerwca. Potem odebrano nam budynek o dano do wyboru albo wracać na Sybir albo do sierocińców ruskich. Ja wybrałam powrót do mamy do Parabieli i część dzieci też, ale większa cześć poszła do ruskich sierocińców.
Powrót do mamy
Odesłano nas znów statkiem rzeka Ob. do Parabieli. Mamusia pracowała w Artilu tj. jakby spółdzielnia różnych zawodów. Tam była główna krawcową: przyjmowała, kroiła, szyła i odpowiadała za całość. Zarabiała na wiadro ziemniaków na miesiąc. Pracowała na dwie zmiany – tydzień w dzień 12 godzin, tydzień noc 12 godzin, a światło było słabsze niż przy świeczkach. Żył jeszcze dziadek i stale się martwił jak mama chodziła przez las w nocy, jak da sobie radę żeby przeżyć. Babcia nie pamiętała co się dzieje, gdzie jest biedna, była zagubiona. W tej nędzy w tym zimnie i głodzie. Ja w dalszym ciągu byłam chora, ale było lato wiec pokrzywy, lebioda czy jakieś leśne owoce. To się tak nie odczuwało głodu, ale zima była okrutna, nic do jedzenia. Gienia wcielili do tej spółdzielni i pracował jako woźnica poczty. Nie miał się w co ubrać ciepło, a końmi powoził przez 30 km w jedna stronę. Mrozy dochodziły do minus 50 stopni w nocy tak, że konie nie mogły oddychać i sztywniały im nogi, a on 15 letni chłopiec woził pocztyliona otulonego w kożuch tzw. Łutub, walonki, rękawice z psiej skóry i sytego. Brat mój dostawał 15 dkg mąki razowej na dobę. Jak dojechali do punktu pocztowego to zalewał gorącą wodą tę mąkę i to na dobę cały posiłek. Był już u kresu sił. Po incydencie w lesie zmienili mu pracę. Robił walonki. Praca bardzo ciężka bo ugniatanie wełny na twardy, jak skóra filc trwało długo i też o głodzie, ale w cieple bo to się robi na gorąco. Była tzw. zupa regeneracyjna, którą dostawali i chleba 30 dkg jak glina. Zupa była jak gnojówka z liścimi kapusty z silosów dla bydła. Czuć ją było z daleka, ale zawsze coś ciepłego. Ja z babcią w domu. Mieszkaliśmy u ruskich w jednej izbie z p. Olsztyńską z córka Ireną. Ja chodziłam codziennie do lasu z sankami i siekierą po drzewo. Śnieg sięgał do szyi. Wyszukiwałam ścięte pni drzewa, bo tam cięli na wysokości takiej żeby się nie schylać, które były prawie suche. Pnie ciupałam na trzaski w miarę swoich sił i wynosiłam tymi tunelami śniegowymi na sanek. Jak wychodziłam z tych tuneli na drogę to momentalnie robiła się sztywna z zimna. Czasem płakałam bo nie miałam siły ciągnąć tych sanek, ale zatrzymanie się to śmierć. Był straszny głód i mróz. Dzięki mojej mamusi jakoś uniknęliśmy śmierci głodowej. Mamusia porucz pracy w Artilu szyła jeszcze dodatkowo za miskę kapusty lub parę ziemniaków, albo garść zboża. Dzięki temu prawie codzienni woda była czymś zaprószona no i gorąca była. Były dni, że była tylko woda troszeczkę posolona, bo soli też brakowało. Babcia bardzo cierpiała bo nie rozumiała dlaczego jest głód i gdzie się znajduje, ale dzięki niej zapamiętałam pieśni pobożne bo babcia ciągle się modliła, śpiewała pieśni kościelne i opowiadała o swojej młodości rodzinie. Dziadzio Teodor właściwie zmarł śmiercią głodową. Był do ostatniej chwili świadomy wszystkiego. Wieczorem gdy mamusia wychodziła do pracy tak się martwił, jak przez kawał tajgi ona przejdzie nocą, jak sobie da radę na tej obczyźnie. Tak pragnął chociażby jedna noga stanąć na polskiej ziemi. Zmarł nad ranem cichutko 12 IX 1942 r. Była głęboka zima. Ziemia zamarznięta, mamusia mimo pracy zaczęła sama kilofem kopć jamę, na takim kawałku, gdzie już były polskie groby. Później pomogli inni Polacy, którzy tam byli. Ziemia była zamarznięta do spodu, trumna z kilku desek nie oheblowanych. Księdza nie było, ale był pop greckokatolicki wywieziony tam również i on odczytał modlitwę nad trumną dziadzia. Teraz po latach zmieniłam tablicę na grobie babci i umieściłam nazwisko i imię dziadzia, żeby chociaż pamięć została.
Przeżyliśmy ciężkie chwile w latach 1942 – 44. Nie było już nic do sprzedania, wojna trwała. Głód był wielki bo wszystkie produkty szły na front, a my nie umieliśmy kraść. Rosjanie uprzywilejowani otrzymywali przydziały żywności byli to ewakuowani z Leningradu, Moskwy oraz milicja NKWD, administracja partyjna, a reszta ruskich też tak jak my głodowali. Ja z babcią chodziłam na poletkach zbierać kłosy, czasem się coś znalazło. Te następnie suszyliśmy i tych parę ziarnek mełłyśmy na młynku do kawy do tego liście pokrzywy no i śmieć głodowa musiała poczekać.
Podróż do Europy
W 1944 r. zarządzono ewakuację Polaków z Syberii do Europejskiej części Rosji. Była to wielka radość dla wszystkich żyjących, niestety wielu zostało tam na zawsze. Na przystań w Parabieli, około kilka kilometrów od osady, nad rzeka Ob. zgromadziła się grupa kilkudziesięciu osób w oczekiwaniu na parochod [parowiec]. Trwało to kilka dni (ok. 4). Nie otrzymaliśmy nic na drogę, żadnego pożywienia. Mamusię namawiano w Artilu, żeby nie wyjeżdżać, a nawet grożono, że zatrzymają siłą. Chodziło o to, że nie mieli tak wykwalifikowanej krawcowej. W szwalni pracowały przede wszystkim Łotyszki, kobiety wykształcone, ale bez zawodu. One nauczyły się szyć tylko proste szwy, ale mama je ratował i sama wykonywała wszystkie trudniejsze prace. Jakoś groźby nie wykonano i też znaleźliśmy się na przystani. Wreszcie podpłynął parachod i ku naszej radości, wprost niewiarygodnej, zobaczyliśmy na pokładzie żywego autentycznego polskiego żołnierza. Kto żył ruszył do statku witać go oczywiście ze łzami radości po tylu latach tułaczki. Pamiętam, że usiadłam na pisaku z wrażenia i nie mogłam się ruszyć. Och było to wydarzenie jedno z najpiękniejszych przeżytych na Syberii. Był to sierżant z armii kościuszkowskiej wysłany, by pościągać Polaków porozrzucanych po tajdze. Wypytywał czy ktoś jeszcze został, bo nie do wszystkich dotarła wiadomość. Władze radziecki zbytnio o to nie dbały. Załatwił też przydział żywności. Pamiętam, że była to mąka owsiana i trochę grochu. Na statku przygotowaliśmy z tego posiłek: do wrzątku wsypaliśmy trochę mąki, po zamieszaniu była gotowa polewka. Groch można było gryźć kto miał zęby. Płynęliśmy ok. 10 dni do Nowosybirska. Tam czekaliśmy na transport pociągiem około 2 tygodni. Wszystkich zgromadzono w budynku szkoły. Było nas tyle, że nie było miejsca do spania na gołej podłodze byliśmy poukładani jak śledzie. Najgorzej jak trzeba było wyjść w nocy za własna potrzebą, bo przecież byli ludzie chorzy i małe dzieci, nogi nie było gdzie postawić. Z braku mydła i wody wszyscy dostaliśmy świerzb. Dniami można było wytrzymać, ale wieczorami wszyscy drapali się do krwi. Wreszcie dano nam szarą maść, która smarowaliśmy się po całym ciele. Przynosiło ulgę, ale za to cuchnęło to bardzo przykro.
Pobyt w Puszkino
Nareszcie pociąg się zatrzymał, wsiedliśmy z uczuciem ulgi. Cały czas wszystko załatwiał polski oficer, który również jechał transportem. Już za Uralem odczepiano po 1 lub 2 wagony na poszczególnych stacjach. Oficer przekazywał ludzi pod opiekę NKWD, które przydzielało ludzi do Sowchozów lub do zakładów pracy. Nas odczepiono na stacji Chworostinka (Chworościanka) w powiecie Griazi sowchoz Dubowoje obłost Woroneż. Tam oddano nas pod opiekę ob. Kostrykina funkcjonariusza NKWD, który okazał się dość przyzwoitym człowiekiem. Czekały na nas 2 wozy zaprzężone w byki. Do swochozu było 10 km, ale podróż zajęła nam prawie cały dzień. Po raz pierwszy w życiu jechaliśmy wołami. Zawieziono nas na Uczastok czyli resztówkę sowchozu Puszkino, które składało się z 7 domów. Jak przyjechaliśmy tymi wołami (tylko babcia jechała) my szliśmy to ludzie byli ciekawi, co to te Polaki, czy może mają rogi. Zaraz zaczęli z nami rozmawiać, jak „Rodnyje ruskije” [jak byśmy byli rodzeni Rosjanie] no i przynosili „gostinca” czyli prezent – garnek mleka. Co to była za uczta. Tam dzięki tym ludziom bardzo biednym zawdzięczamy, że doszliśmy do poprawy zdrowia.. Nas przydzielono do drewnianego piętrowego budynku. Otrzymaliśmy pomieszczenie jednoosobowe: łóżko, malutka kuchnia, a nas było 4. Babcia spała na łóżku, Gienio na kuferku długi na 1,20 cm, a ja z mamusia na podłodze przy drzwiach. Tutaj trochę odżyliśmy. Gienio dalej pracował przy koniach w polu. Ja pasłam stado krów sowchoźników z takim starym dziadkiem i on mnie ochraniał przed krowami, które bodły. Tu każdy Rosjanin mógł trzymać 1 krowę, kury i 1 świnię Przydzielona nam działkę obsadzoną ziemniakami i dynią. Rosjanki obdarowywały nas mlekiem. Piękne były te krowy – rasa wysoko mleczna. Mamusia znowu szyła i miała dużo pracy bo to był już 1944 r. ok. lipca więc z frontu przysyłali mnóstwo paczek z różnymi dobrami, a szczególnie materiały i odzież.
Za cara był to piękny majątek klucz Dubowoje, Puszkino i Uczastok. Sad ok. 40 ha, gorzelnia wraz z zarodową hodowla koni. Pola równiuteńkie, czarnoziem, ale nie było w ogóle mężczyzn bo wszyscy byli na froncie i młode dziewczęta też. Wszystko robiły kobiety. Szły rano na pole, śpiewały na głosy, wracały tez ze śpiewem. Bardzo muzykalny naród, ale bardzo biedny i dla nas bardzo życzliwy, nigdy nam nie dokuczali. Z frontu wrócił jeden oficer bo był ranny i otrzymał przydział do tego sowchozu jako zarządca. Był z wojskiem w Polsce i nas odwiedził. Oczywiście wypytał się nas jak nam się podoba Rosja itd., a my mówiliśmy, że biedujemy nie mamy co jeść. On mówi do babci:
- Babuszka uszyj woreczek, wąski i długi, a ty Gienadij, jak jedziesz kombajnem podstaw woreczek pod zsyp i nabierz pszenicy i pod siedzenie, a ja będę patrzył w inną stronę. I tak będziesz miał chleb.
Było trochę inteligencji, dyrektorów, agronom i cała obsługa gorzelni wiec mamusia była w otoczeniu ludzi inteligentnych, syta i w cieple. Często nawet nie przychodziła do domu po kilka dni. Tak była zapracowana. W Puszkinie była kobieta z wyższym wykształceniem Lidia Pawłowa Gorchina z synkiem Kolą (2 latka) i matką. Ona była wspaniałą kobietą – ciągle nas dokarmiała. Mamusia szyła, ja robiłam swetry w zimie. Zimą na tych równinach były „Buriany” – silny wiatr z bardzo gęsto padającym śniegiem, zalepiał twarz. Były przypadki, że od domu do domu ludzie błądzili. Nie było nawet widać na 1 m. Trudno pojąć nie widząc tego zjawiska. Nawet konie traciły orientację i padały ofiarą wilków, których tutaj na tych bezdrzewnych równinach były całe stada. Tutaj widzieliśmy w biały dzień miedzy domami po kilkanaście wilków wolno sobie chodzących. Do dziś bardzo przeżywam wichury, bezsenność, strach, nostalgię jako spadek po tych latach. To okropna tęsknota za ojczyzną nie mam zdolności poetyckich, aby to wyrazić. Oboje z bratem zawsze mówiliśmy, że ojczyzny nigdy byśmy nie opuścili. Jest to też wychowanie w rodzinie patriotycznej, która nam wpoili rodzice, wujek Michała i dziadek.
Powrót do kraju
Mama należała do Związku Patriotów Polskich. Dziś różnie mówi się o Berlingu i Wandzie Wasilewskiej, ale to dzięki nim wróciliśmy już w 1946 r. i wiele z nas, którzy ocaleliśmy może jeszcze przez długie lata nie wyrzeklibyśmy się ojczyzny. Wszystko co napisałam to tak powieszchowanie. Każdy dzień był straszną udręką. Latem te okropne komary, muszki, aż gęsto w powietrzu i karaluchy. Codzienna walka o cokolwiek do zjedzenia, a zimą to tylko opieka Boga i Matki Najświętszej, że trochę ludzi ocalało. Niestety wiele grobów zostało tam na zawsze. Wróciliśmy do Polski i zamieszkaliśmy w Krzywczy rodzinnej miejscowości mojej babci, ale to już całkiem inna historia.
Przemyśl Twierdza niezdobyta
- Szczegóły
Kilka tygodni temu na przemyskim rynku wydawniczym ukazała się książka autorstwa Jacka Błońskiego pod tytułem „Przemyśl Twierdza niezdobyta”. Jest to kolejna książka opisująca wydarzenia z okresu I wojny światowej i jak wskazuje tytuł dotyczy Twierdzy Przemyśl. Jednak czytelnik nie znajdzie tam informacji encyklopedycznych i wiedzy z zakresu historii wojskowość lecz przede wszystkim losy i historie zwykłych, a zarazem niezwykłych ludzi: żołnierzy, szpiegów, obrońców i atakujących Twierdzę.
Publikacja składa się z dwóch części, a każda z nich podzielona jest na autonomiczne opowiadania, historie, niezwykłe wydarzenia z okresu I i II oblężenia Przemyśla przez Rosjan. Autor stosując specyficzną narrację wciąga czytelnika w wydarzenia sprzed prawie wieku. Książkę czyta się świetnie w czym pomaga odpowiedniej wielkości czcionka.
Po publikację trzeba i należy sięgnąć z dwóch powodów. Po pierwsze Jacek Błoński jest wnukiem Henryka Błońskiego, dyrektora babickiej podstawówki, a więc można powiedzieć, że „ziomal”. Po drugie w książce znalazło się opowiadanie pt. „Zwycięska bitwa wachmistrza”, którego akcja toczy się w Krzywczy. Jak wynika z tekstu to właśnie w naszej miejscowości doszło do jednej z pierwszych potyczek pomiędzy wojskami austriackimi, a Rosjanami. Pozycja do nabycia w przemyskich księgarniach. Poniżej prezentuję fragment cytowanego wyżej opowiadania.
Piotr Haszczyn
Jacek Błoński
„Przemyśl Twierdza niezdobyta”
Wydawnictwo Projekt Plus Publishrer
Opublikowano za zgodą autora, za co składam serdeczne podziękowanie.
(...) Tego pamiętnego dnia rankiem dzielny pan Kosiński załadował kilkanaście worków mieszczących, oprócz przesyłek urzędowych i wojskowych, także listy zawierające słowa pocieszenia, tęsknoty i miłości od żołnierzy i przemyślan do rodzin. Po wysłuchaniu ostatnich wskazówek i wiadomości na temat ruchu wojsk rosyjskich wyruszył ciężarówką w drogę w kierunku Dynowa. Z początku podróż przebiegała bez żadnych niespodzianek. Kiedy wojskowy automobil dojeżdżał do Krzywczy położonej około dwudziestu kilometrów od Przemyśla, został niespodziewanie zaatakowany.
Nagle na drodze pojawili się jeźdźcy w wysokich futrzanych czapkach. Kosiński z przerażeniem w oczach wpatrywał się w sześciu groźnie wyglądających Kozaków zbliżających się wolno do ciężarówki. Jednak po chwili Kozacy zatrzymali się. Po raz pierwszy żołnierze z Przemyśla mogli ujrzeć żołnierzy wroga, którzy zaraz po zejściu z koni zaczęli strzelać do dzielnego pocztowca i jego załogi jak do celów na strzelnicy. W powietrzu rozległ się odgłos karabinowych strzałów, a nad głową przerażonego pocztowca świszczały rosyjskie kule.
Kiedy już się wydawało, że nadchodzi kres wyprawy i trzeba będzie zginąć w obronie cennego ładunku, lub też w najlepszym przypadku zakończyć dopiero co rozpoczętą wojenną przygodę w rosyjskiej niewoli, w panu Kosińskim obudził się duch Marsa. Ten wysłużony weteran C.K. Armii w randze wachmistrza szybko opanował strach. Widząc wystraszone twarze żołnierzy i ich oczy wpatrzone w niego, zrozumiał, że nie mogą dać się wystrzelać jak kaczki. Natychmiast kazał zatrzymać ciężarówkę, która wciąż jechała w stronę nadjeżdżających Rosjan. Następnie wykorzystując samochód jako osłonę przed kulami wroga przedostał się wraz ze swoim oddziałam pod wierzby rosnące przy szosie. Po czym gromkim głosem krzyknął do swoich wojaków:
- Macie mnie słuchać jak swego feldfebla na ćwiczeniach, bo inaczej zginiemy. Przeładować broń!
Potem Kosiński wydał rozkaz:
- sformować szereg i na mój rozkaz – ognia!
Kiedy Rosjanom wydawało się, że austriaccy żołnierze uciekli, pozostawiając samochód, zza drzew poleciał na nich grad kul. Jeden z Kozaków, trafiony karabinowym pociskiem, padł martwy na drogę. Po dłuższej wymianie ognia Kozacy widząc, iż zginął jeden z ich współtowarzyszy zaczęli wycofywać się. Kolejna kula zabiła konia. Rosjanie, jeszcze przez moment pewni zwycięstwa, pośpiesznie wycofali się z drogi i galopem uciekli z pola bitwy. Kosiński jeszcze przez chwilę wraz z żołnierzami rozglądał się wokół, wypatrując wroga, a potem wskazując głowę martwego kozaka leżącego na szosie rozkazał jednemu z żołnierzy:
- Przeszukać tego moskala, może ma jakieś ważne papiery lub mapę.
Żołnierz ostrożnie podszedł do ciała zastrzelonego Kozaka, haniebnie pozostawionego przez Rosjan. Po sprawdzeniu, czy aby martwy nieszczęśnik nie miał przy sobie jakiś dokumentów, żołnierz na polecenia Kosińskiego zabrał kozacki karabin i szablę, jako trofeum wojenne. (...)
.
Krzywieckie rozliczenie z PRL - em
- Szczegóły
Od zakończenia okresu w historii Polskiej zwanej Polska Rzeczpospolita Ludowa minęło już ponad dwa dziesięciolecia. Ciągle jednak wraca problem z rozliczaniem tamtych czasów. Czasów, w których większa część naszego społeczeństwa żyła, funkcjonowała, zdobywała wykształcenie i pracę. I chociaż negatywna ocena historyczna się nie zmieniła to nabyliśmy pewnego dystansu do tego okresu w naszej historii.
Na krzywieckim rynku w 1984 r. odsłonięto pomnik, który upamiętniał młodych chłopaków, zapewne synów, być może i mężów, którzy podczas napaści Ukraińskiej Armii Powstańczej w 1946 zostali uprowadzeni i ślad po nich zaginął. Być może popłynęli Sanem lub ich kości spoczywają gdzieś w chyrzyńskim lesie. Dla potomnych trzeba przypomnieć ich nazwiska: Wiktor Majcher lat 23, Władysław Chrobak lat 22, Jan Feduniak lat 24, Stanisław Grodecki lat 23, Władysław Kopczyk lat 24, Władysław Kuzbica, Józef Różyło lat 23, Piotr Sitnik lat 16. Większość z nich nie pochodziła z naszych terenów, tu pełnili służbę w Milicji Obywatelskiej i tu na ziemi krzywieckiej przyszło zapłacić im najwyższą cenę. Na liście poległych zabrakło 18 letniego chłopka z Babic nazwiskiem Jurkiewicz imienia nie pamiętam, który pieszo z Babic pospieszył Krzywczanom na ratunek i zginął, gdzieś na Błoniach w okolicach Sanu. [Wygląd pomnika przed demontażem powyżej i z XI 2011 poniżej].
Druga okazja, którą upamiętniał pomnik, dynowskiego rzeźbiarza Bogusława Kędzierskiego, to 40 rocznica powstania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, Milicji Obywatelskiej i Służy Bezpieczeństwa. Można, by zrozumieć, gdyby pomnik rozebrano w 1989 r. no może pięć lat później, ale w dzisiejszych czasach, gdy pomniki tego typu są atrakcją turystyczną i jednocześnie uczą historii najnowszej to marnotrawienie społecznych pieniędzy [Ale, czy unijne pieniądze są społeczne?].
Inna kwestia to sposób pozbycia się niechcianego pomnika. Gdy zobaczyłem zburzony w dwóch kawałkach postument to zrobiło mi się żal przede wszystkim rodzin poległych milicjantów – jacy, by nie byli – które nie mają, gdzie zapalić znicza na grobie zmarłych. Można było po ludzku przenieść pomnik na cmentarz lub w inne ustronne miejsce, ostatecznie sprzedać. Za 500 zł sam bym kupił. Rozmawiałem z wieloma zwykłymi ludźmi, którzy podzielają ten pogląd. Ale cóż stało się. Radni obecnej kadencji i władze gminy zadecydowały inaczej. Budują inny pomnik, który ma upamiętniać wszystkich poległych w obronie ziemi krzywieckiej. Będzie pomnikiem zbiorowym, a w takim można zmieścić, każdą pamięć. Z jednej strony to wygodne, ale z drugiej bez imienia i nazwiska to brak identyfikacji. Dla młodego pokolenia będzie to czysta abstrakcja. I na koniec jeszcze jeden fakt. Pomnika nie ma, a ci którzy wdzieli projekt nadali mu już wulgarną nazwę. Oj, nieładnie Panowie Radni tak na siebie „nadawać”.
Być może jednak nowy pomnik stanie się chlubą Krzywczy, czego nie można wykluczyć i będzie często odwiedzany przez dziatwę szkolną i młodzież gimnazjalną. Będąc jednak 13 września pod zarośniętym trawą Krzyżem Pomnikiem na Babiej Rzece trudno być optymistą.
Należy pogratulować władzom naszej gminy: Radnym, Organom Wykonawczym, że wreszcie rozliczyły się z PRL – em. Tylko, co temu winni młodzi chłopcy i mały pomnik umieszczony w zacisznym miejscu?
Piotr Haszczyn
Józef Fuchs
- Szczegóły
Urodziłem się 6 I 1921 r. w Krzywczy (prawdopodobnie w szpitalu w Przemyślu), jako Józef Fuchs syn Judy Lejbasza urodzonego w Krzywczy i Symy urodzonej w Sądowej Wiśni. Miałem dwóch barci Kalmana i Moshe oraz siostrę Ciporę. Mieszkaliśmy w Krzywczy. Mój ojciec za zasługi jako żołnierz polski w I wojnie światowej otrzymał pozwolenie na prowadzenie wyszynku i miał restaurację, która nazywała się „Wiśniak”. Mieszkaliśmy w wynajetym mieszaniu u rodziny Śmiszko (Rusinów). W latach 1929 – 36 uczyłem się w Szkole Powszechnej w mieście Krzywcza. Po ukończeniu szkoły od 1936 do 1939 pracowałem w sklepie budowalnym w Przemyślu, który należał do rodziny Frisz i znajdował się na ulicy Jagiellońskiej tuż nad Sanem. Kilka miesięcy przed wojną wróciłem do Krzywczy do rodzinnego domu. Po niedługim czasie wybuchła wojna i musieliśmy uciekać do Przemyśla. Tam wynajęliśmy mieszkanie, ale kiedy Niemcy zbliżali się do miasta ucięliśmy do Lwowa i tam zamieszkaliśmy u rodziny ojca. Brat taty Moshe Fusch pracował w fabryce wódki i likierów „Kronik” we Lwowie, a jego siostra Zimerman prowadziła sklep materiałowy na ulicy Zwielkiewskiej. Po zajęciu Lwowa przez Rosjan wysłali nas pociągiem towarowym za Ural do miasta Kapiesk. Do 1945 roku pracowałem przymusowo w kopalniach węgla kamiennego. 20 VIII 1945 r. w Leninnabat [Tadżykistan] ożeniłem się z Riwką Sztich i razem udało się nam koleją dostać do Włoch. Tam mieszkaliśmy przez dwa lata w różnych wioskach. W 1947 roku wyjechaliśmy do Francji i stamtąd wyjechaliśmy do Izraela. Dokumenty podróży nie zachowały się. Obywatelstwo izraelskie otrzymałem 10 I 1949 r. W Izraelu w latach 1949 – 1970 pracowałem w Hajfie na stanowisku urzędnika, byłem księgowym. W 1970 r. założyłem własną firmę, gdzie pracowałem do emerytury w 1991 r. Mam dwoje dzieci Hedwę ur. 9 II 1951 r. i Dawida ur. 24 III 1954 r. W Izraelu nie pełniłem służy wojskowej.
Józef Fuchs
Nasi fajkarze - Mariusz i Artur Bednarczykowie
- Szczegóły
Chociaż fajki nie powstają w Krzywczy to jednak są ważne związki tego rzemiosła z miejscowością. Otóż w sierpniu 1996 r. dwaj kuzyni Mariusz i Artur Bednarczykowie założyli pracownię fajek B & B. Artur swoje dzieciństwo i lata szkolne spędził w Krzywczy, ba był nawet moim sąsiadem. Natomiast rodzina Mariusza pochodzi z Reczpola. Obydwaj praktykowali wcześnie w firmie „Bróg” pod okiem mistrza fajkarskiego Kazimierza Roga, gdzie panowie pracowali w latach 1992 – 1996. Na siedzibę swojej firmy wybrali Ostrów, gdzie mieszka Mariusz. Zakład chociaż niepozorny przez 15 lat swojej działalności rozwinął bardzo asortyment swoich produktów. Dziś oprócz właścicieli zatrudnienie znajduje w nim jeszcze dwóch pracowników. Kiedyś produkowali fajki tylko z gruszy. Dziś wytwarzają ok. 50 modeli z gruszy i 30 z wrzośca. Również cztery rodzaje cygarniczek [lufek]. Część seryjnej produkcji wytwarzana jest także z innych rodzajów drewna szczególnie z dęba, wiśni, buka, rubini akacjowej. Swoje wyroby sprzedają na rynku polskim oraz wysyłają do hurtowników w Rosji, Niemczech i Czechach, którzy nastepnie sprzedają je na całym świecie.
Zacne nazwisko Bednarczyków, z ziemi krzywieckiej, stało się znanym znakiem towarowym i jest rozsławiane na całym świecie. Na fajkach produkowanych przez firmę jest tłoczony znak firmowy B & B oraz numer wzoru, a misja zakładu, która brzmi „dążyć do jak najlepszej jakości wyrobu” wciąż jest aktualna.
Założycielom pracowni w dniach jubileuszu 15 lecia życzymy nowych rynków zbytu, rozwoju zakładu na następne lata oraz znalezienia swoich następców. Niech też zacne i szlachetne wonie tytoniu unoszą się po zakładzie chwaląc imię artystów fajkarzy rodem z ziemi krzywieckiej.
30 sierpień 2011 r.
Piotr Haszczyn
Produkcja fajek to sztuka - najważniejsze jest dobre drewno. To najcenniejsze jest ze wrzoścca
Pierwszy etap to wycięcie odpowiedniego klocka na fajkę - mistrz fajkarski Mariusz Bednerczyk przy pracy
Tu już fajka jest odpowiednio ukształtowana.
Części różnych fasonów przed malowaniem
Po malowaniu czas na suszenie
Jeszcze tylko wytoczyć odpowiedni filter
Czyszczenie ustnika
Leżakowanie przed polerowaniem
Wystwa, która cieszy oko
Foto: Piotr Haszczyn
Kirkut w Krzywczy
- Szczegóły
Jedyną pozostałością po wielowiekowym pobycie Żydów w Krzywczy jest Kirkut czyli cmentarz. Od wielu lat było to miejsce niedostępne – brak wejścia i bardzo zaniedbane. W tej sytuacji w 2009 r. Jerzy Wójcik wyciął krzaki, którym porastał cmentarz. Niestety przez ostanie kilkanaście lat krzaki, które rosły w pobliżu macew spowodowały nawilgocenie nagrobków, co spowodowało wietrzenie i odpadanie kawałków nagrobków. W roku 2010 także Jerzy Wójcik wykosił dwukrotnie trawę. W roku 2011 oficjalnie wspólnie z J. Wójcikiem zwróciliśmy się do Starostwa Powiatowego, które jest zarządcą cmentarza, o możliwość wykonania wejścia oraz dalszą opiekę nad kirkutem. W dniu 19 kwietnia 2011 r. komisja ze Starostwa Powiatowego wykonała, w mojej obecności, oględziny cmentarza. W piśmie od Starostwa otrzymaliśmy pozwolenie na prowadzenie prac porządkowych oraz wykonania wejścia w wyznaczonym miejscu.
Ponieważ cmentarz nie jest wpisany do rejestru zabytków spotkałem się z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, aby podjąć ten temat. Ustaliliśmy, że najlepiej byłoby wpisanie obiektu na listę zabytków z tzw. urzędu. Z tego powodu zwróciłem się z pismem do Pana Rabina Polski, który wystosował pismo do konserwatora zabytków. Sprawa w chwili obecnej jest rozpatrywana. Również pismem do starostwa zwróciliśmy się z prośbą o możliwości wycięcia kilku suchych drzew, jedno z nich burza wydarła z korzeniami. W ubiegłym tygodniu po przejściu prawie dwumiesięcznej procedury uzyskaliśmy zgodę na wycinkę tych drzew.
W roku 2012 Jerzy Wójcik wykosił trawę na cmenarzu. Można obecnie [lipiec] zwiedzić pozostałości krzywieckiego kirkutu.
12 VII 2011 r. wspólnie z Januszem Śmigielskim wykonałem wejście na Kirkut oraz teren cmentarza został wykoszony. Poniżej zdjęcia przed i po wykonaniu wejścia na cmentarz.
Wszystkie prace są konsultowane z Komisją Rabiniczną ds. cmentarzy w Warszawie oraz Starostwem Powiatowym w Przemyślu.
Aby cmentarz zachować dla potomnych niezbędne są prace konserwatorskie ocalałych macew. Są to sprawy, które wymagają sił fachowych i funduszy. Być może uda się w następnym roku wykonać te prace. Jeżeli będą środki finansowe planujemy odbudować istniejące ruiny ohelu [ohel kaplica cmentarna] i urządzić tam miejsce pamięci o krzywieckich Żydach.
Wszystkich chętnych, którzy chcą pomóc w tej inicjatywie proszę o kontakt emailowy
Piotr Haszczyn
Jak dojść na cmentarz? Kliknij tu.
Zdjęcia przed wykonaniem prac porządkowych
Zdjęcia po wykonaniu prac porządkowych
{gallery}stories/kirkut{/gallery}
Cerkwisko w Kupnej
- Szczegóły
W tym linku będziemy informować o pracach przy cerkwisku w Kupnej. Taki był nagłówek do tego artykułu z roku 2011. Ale prace się zakończyły i wydarzyło się coś wyjątkowego w historii Kupnej. Kilkadziesiąt belek z cerkwi w Kupnej stało się kamieniem węgielnym do jej rekonstrukcji w Gotkowie koło Olsztyna. Dziś to kronika i wspomnienie tamtych dni. Niestety kilka linków z relacjami w prasie i telewizji z tych wydarzeń już nie działa, a motor tej inicjatywy prof. Romana Cielątkowska nie żyje. Ale jeszcze coś pozostało nie tylko wspomnienie.
Piotr Haszczyn [kwiecień 2023]
Podobnie jak na cmentarzu w Chyrzynce przy cerkwi w Kupnej Janusz Śmigielski podjął prace związane z zabezpieczeniem i odrestaurowaniem przepięknego nagrobka, który znajduje się obok ruin cerkwi. Nagrobek został odczyszczony i zakonserwowany środkami chemicznymi oraz na nowo złożony [zdjęcia poniżej]. W planach jest wykonanie nagrobka w miejscu wiecznego spoczynku ks. Ignacego Chylaka oraz po przeniesieniu ruin cerkwi do Godkowa, wykonanie zadaszenia cerkwiska [fundamenty cerkwi] i tablicy informacyjnej.
Dnia 2 sierpnia 2011 r. rozpoczęły się prace związane z przeniesieniem resztek cerkwi z Kupnej do Godkowa. 5 osobowa ekipa pod kierunkiem pani profesor Romany Cielątkowskiej wykonała pierwsze prace związane z całą inwestycją. W pierwszej kolejności zostały podjęte prace porządkowe: wycięcie krzaków, odsłonięcie fundamentów cerkwiska, prace pomiarowe oraz dokumentacja fotograficzna. Podczas prac znaleziono dwie cegły z insygniami A S, Adam Sapieha i herbem właścicieli Krasiczyna.
4 sierpnia na cerkwisku w Kupnej odbyło się nabożeństwo za zmarłych w obrządku greckokatolickim i jakby pożegnanie ruin miejscowej cerkwi, a zmartwychwstanie jej do nowego życia w Gotkowie. Przy pięknej pogodzie i obecności miejscowej ludności i przybyłych gości ksiądz mitrat Andrzej Sroka, z parafii greckokatolickiej w Elblągu i Pasłęku, przewodniczył liturgii. Obecni byli również księża rzymskokatoliccy z Krzywczy Janusz Wilusz i Krasiczyna Wiesław Kałamarz oraz ks. Stanisław Bartmiński. Z władz była obecna p. wojewoda Małgorzata Chomycz, Wojewódzki Konserwator Zabytków Grażyna Stojek, Wójt Gminy Krzywcza Witold Szpytman oraz wywodzący się z Kupnej Stanisław Bajda Wojewoda Przemyski z lat 90 tych. Licznie były reprezentowane media. Po nabożeństwie ks. Mitrat Andrzej Sroka podziękował wszystkim, dzięki którym dzieło przeniesienia cerkwi z Kupnej do Gotkowa urzeczywistni się. Głos zabrała również p. Wojewoda M. Chomycz, która również wyraziła swoją wdzięczność za tę inicjatywę.
Fotorelacja poniżej - zdjęcia Piotr Haszczyn
Film zrealizowany podczas uroczystości: KLIKNIJ
Godzinę po uroczystości ekipa po wcześniejszym ponumerowaniu wszystkich elementów rozpoczęła rozbiórkę cerkwi.
Po rozbiórce pozostało tylko cerkwisko - fundamenty [zostały odbudowane], na których stała cerkiew.
NOWE OGRODZENIE
Teren cerkwiska w Kupnej został ogrodzony płotem żerdziowym [2013 r.]. Prace zostały sfinansowane i wykonane przez Urząd Gminy w Krzywczy. W przygotowaniu jest tablica z historią obiektu. Jej montaż będzie ostatnim etapem prac przy obiekcie.
CERKIEW PRAWIE GOTOWA
Już wiosną 2012 roku rozpoczęto prace przy odbudowie Cerkwi z Kupnej w Gotkowie. Jak możemy się przekonać połowa roboty już wykonana. Stoją już ściany świątyni z wykorzystaniem części belek z Kupnej - najwięcej w prezbiterium. Trwają prace prawne i planistyczne, by cerkiew przenieść na właściwe miejsce. Tam zostanie umieszczona na fundamencie i dokończony będzie dach. Prace prowadzone są pod kierunkiem profesor Romany Cielątkowskiej. 10 października 2015 r. cerkiew została na nowo konsekrowana p.w. Opieki Matki Bożej.
Artykuł śp. Romana Cielątkowska (foto opniżej) napisany przed podjęciem prac przeniesienia cerkwi z Kupnej do Gotkowa.
Czasami „życie po życiu” dotyczy i architektury. I tym razem historia jest długa i skomplikowana, jednak wszystkie jej wątki, jak w dobrej powieści, splatają się, powtarzają, mają swoje odpowiedniki, zmierzając do, mamy nadzieję, szczęśliwego celu.
Wszystko zaczęło się od kościoła gotyckiego w Mariance koło Pasłęka, który bez wątpienia uległby całkowitemu zniszczeniu, gdyby nie pomoc istniejącej przy UNESCO organizacji zajmującej się ochroną zabytków – ICOMOS (Międzynarodowa Rada Ochrony Zabytków). Mimo że działa w systemie „non-profit”, nie dysponuje żadnymi środkami materialnymi, a eksperci pracują nieodpłatnie, ICOMOS stanowi ogromny i ogromnie skuteczny organizm doradczo-organizacyjny. Rada zajmuje się przede wszystkim ratowaniem obiektów niejako ukrytych, które leżą zazwyczaj na uboczu: nie budzą powszechnego zainteresowania, nie przyciągają większej rzeszy turystów, a tym samym nie generują zysków. A przecież fakt, że z wyżej wymienionych powodów obiekty te nie znalazły się w żadnych rejestrach zabytków, nie umniejsza ich wartości ani znaczenia dla światowego dziedzictwa kultury materialnej.
I właśnie pod opieką jednego z komitetów Rady – Shared Built Heritage Committee (Komitetu Wspólnego Dziedzictwa) – w ścisłej współpracy z Wydziałem Architektury Politechniki Gdańskiej i Instytutem Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, znalazł się wspomniany wyżej kościół w Mariance. I czas był najwyższy: przez dziurawy dach do wnętrza ciekła woda, z mokrych ścian wypłukując ślady po gotyckich malowidłach. Mieszkańcy byli bezradni wobec dokonującego się w ich świątyni dzieła zniszczenia. Do ratowania zabytków bowiem potrzeba nie tylko ogromnych nakładów finansowych, ale również fachowej wiedzy i umiejętności konserwatorskich.
Pasłęk (woj. warmińsko-mazurskie), w sąsiedztwie którego leży Marianka, jest miastem niewielkim, ale pod wieloma względami niezwykłym. Na skutek zawirowań w czasie i po II wojnie światowej, dziś znajdują się tam świątynie obrządków: ewangelickiego, prawosławnego, grekokatolickiego, rzymskokatolickiego. Wszystkie te grupy wyznaniowe współpracują ze sobą, pomagają sobie wzajemnie, wspólnie troszcząc się o miejsce, gdzie żyją od pokoleń. To dzięki ich inicjatywie, wspomaganej przez księdza Jana Sindrewicza oraz burmistrza Wiesława Śniecichowskiego, przez kilka ostatnich lat działo się w Pasłęku i Mariance wiele. Dla kościoła w Mariance powstał szczegółowy plan zarządzania, który określił zakres i harmonogram wszystkich koniecznych prac. Zmieniono dach nad główną nawą i na wieży, i nareszcie deszcz przestał wymywać ze ścian gotyckie malowidła. Przeprowadzono zewnętrzne prace budowlane, w tym roku zostaną ukończone prace konserwatorskie przy malowidłach, rozpocznie się remont organów. Pracom konserwatorskim towarzyszą spotkania, wykłady otwarte, koncerty i konferencje. Kolejne roczniki studentów pomagają na miejscu, zaś na wydziałach architektury i konserwacji zabytków powstają na ten temat prace dyplomowe. Co wydaje się tu szczególnie znamienne: do II wojny światowej kościół w Mariance był zborem ewangelickim, a to oznaczało, że z chwilą pojawienia się tam po wojnie społeczności innych wyznań, znalazł się on niejako poza kręgiem ich troski. Ale jak się okazało – do czasu. Dziś jest już częścią wspólnego dziedzictwa.
Ponieważ w pracach powyższych uczestniczyli koledzy z ICOMOS-u z Rosji, Ukrainy i Niemiec, którzy dzielili się swoim doświadczeniem, z wolna nasze działania zaczęły zakreślać coraz większe kręgi i przenosić się poza granice kraju. Lista obiektów potrzebujących ratunku jest długa, i wciąż rośnie.
Przykład pierwszy. Przy okazji współpracy naukowej z Muzeum Kiriłło-Biełozierskim (Rosja), które jest jednym z największych muzeów w Rosji przeduralskiej, przez kilka sezonów przyglądaliśmy się bezsilnie upadkowi jednej z tamtejszych tak zwanych „czasowni” – drewnianej kaplicy, położonej w malowniczej, opuszczonej wsi Pasynkowo. Lato 2010 roku było ostatnim momentem, by ją uratować; po kolejnej srogiej, śnieżnej zimie pozostałby tam jedynie stos belek. Jeśli coś tam jeszcze w ogóle ocalało, a desek nie rozgrabiono, to tylko dzięki... smrodowi drewna, jako że przez kilkanaście lat w kaplicy znajdował się magazyn pestycydów i drewno do palenia w piecu było niezdatne.
Czym zasłużyła sobie na uwagę konserwatorską? Otóż „czasownia” pod wezwaniem św. Paraskiewy w Pasynkowie (XIX w.) charakteryzuje się unikalnym kształtem, który, jak przypuszczamy, pierwotnie stanowił część „tamburu” nieistniejącej już dziś cerkwi drewnianej, z czasem zastąpionej przez ceglaną. W chwili upadku kopuły, ów ośmioboczny tambur wpadał do środka – ale w całości. I taki, nietknięty, przez lata służył jako samodzielna miniaturowa kaplica – dopóki nie przekształcono jej w magazyn. Rekonstrukcja, wraz z przeniesieniem na teren Muzeum, zajęła nam (tj. grupie studentów, 3 specjalistom z Polski i cieślom rosyjskim) niespełna trzy tygodnie. Mało czasu, zważywszy, że do zakresu prac należało dokonanie dokładnych pomiarów, rozebranie i przewiezienie obiektu w nowe miejsce, a następnie postawienie go od nowa, wraz z konieczną w wielu miejscach rekonstrukcją. A trzeba tu zauważyć, że cały obiekt stawiany był według starych technologii i wykonany ręcznie, każda belka i deska została ręcznie przestrugana. Udało się.
Ta maleńka „czasownia” spełnia szczególną rolę. Obsługuje czynny cmentarz, gdyż stojąca obok wielka cerkiew jest jedynie obiektem muzealnym, dziś już nie sakralizowanym. A jako że jest to teren łagrów, „czasownię” w jej nowej lokalizacji postawiliśmy ku pamięci wszystkich Polaków, którzy zginęli w Rosji. Temu też poświęcona jest ikona zmartwychwstania, która przyjechała z nami z Polski. Zgodnie z obietnicą, która... łamie wszelkie procedury przeciwpożarowe, wolno w niej palić świece, i palą się nieustannie. Nikt też jej nie zamyka, mimo że jest to przecież teren Muzeum.
Dla polskich studentów, którzy pracowali przy przeniesieniu i rekonstrukcji tej drewnianej świątyni, spotkanie z innym obrządkiem i kulturą, a nawet praca fizyczna, jakiej to wymagało, były na pewno szczególnym przeżyciem, które pozostaną w ich pamięci na zawsze. Również dla mnie było to doświadczenie nie tylko zawodowe, lecz głęboko osobiste. Z jodłowych desek na podłogę zostały spore obrzynki – zabrałam je do Polski, wiele tysięcy kilometrów, gdyż pomyślałam, że będzie z nich piękne podobrazie pod ikony. Stały rok, czekając na dom. Ale teraz myślę, że one już wiedzą, że nowy dom dla nich się znalazł: Kupna, Chyrzynka, Godkowo…. Bo ikona działa, już jest w desce niezapisanej. To, co my widzimy, piszemy, budujemy, jest potrzebne tylko nam, ludziom…
Przykład drugi: Ukraina. Na posiedzeniu SBH ICOMOS zapada decyzja, że przenosimy opuszczony drewniany kościół z jednej z ukraińskich wiosek do skansenu we Lwowie. Od strony formalnej wszystko zostaje pomyślnie załatwione, w ścisłej współpracy z miejscowymi władzami i dyrektorem skansenu. W obrębie muzeum jest wydzielona część dla architektury drewnianej rejonu lwowskiego, jest tam wolny teren, gdzie obiekt można postawić, a co najważniejsze: jest dostęp z zewnątrz, tak by obiekt mógł pełnić funkcje sakralne jako codzienna świątynia. Nagle pojawia się problem: mieszkańcy wsi, w ramach sobie tylko wiadomej interpretacji zasad demokracji, postanowili, że kościoła nam nie oddadzą, mimo że sami uprzednio przez wieloletnie zaniedbanie doprowadzili go do ruiny. Trzeba było czasu i cierpliwości, czasu i spokojnej wymiany myśli, by mieszkańcy zrozumieli, że obcy ludzie, którzy nagle pojawili się w ich wsi, nie chcą im nic odbierać, a jedynie – ratować wspólne dziedzictwo. Duża w tym zasługa dwóch zwłaszcza osób: Lilii Onyszczenko-Szwec, konserwatora zabytków Miasta Lwowa, oraz Ołysa Dzyndry, artysty, człowieka o niespożytej energii i śmiałych pomysłach, które równie śmiało realizuje.
Z Kupną i Chyrzynką było tak.
Kilka miesięcy temu grekokatolicki ksiądz Andrzej Sroka z Pasłęka, który żywo uczestniczył w naszych działaniach wokół kościoła w Mariance, zwrócił się do mnie jako architekta, aby dla nowo formującej się parafii w Godkowie koło Pasłęka zaprojektować cerkiew w drewnie. Początkowo zgodziłam się, ale po paru dniach przyszła refleksja: po co projektować, skoro można przenieść coś starego, i w ten sposób stworzyć „nowe”, ratując „stare”?
Tak nawiązała się znajomość, a następnie z gruntu konstruktywna i owocna współpraca z dr Grażyną Stojak, podkarpackim konserwatorem zabytków. W krótkim czasie znalazła dla nas odpowiedni obiekt, możliwy do przeniesienia, czy raczej do pełnej rekonstrukcji – cerkiew w Kupnej (z 1729 r.) jest bowiem w bardzo złym stanie, elementy drewniane niemal w całości nadają się do wymiany, a wiele po prostu już nie istnieje.
Takie działanie to trochę jak miłość od pierwszego wejrzenia, co wkrótce potwierdziły pierwsze fotografie, jakie nadeszły wraz z dokumentacją. Potem do znanych już obrazów dołączyły emocje związane z dotknięciem belki, muśnięciem chropowatej powierzchni pobrużdżonego gontu – i już wiedziałam, że wiele poświęcę, by ta świątynia stała się ponownie godna i siebie, i świata.
Powoli ruszył mechanizm dokumentów, pozwoleń i wszelkich procedur związanych z przekazaniem obiektu, porządkowaniem terenu, a dalej z organizacją prac nad przeniesieniem i z zapewnieniem pomocy ogromnej rzeszy ludzi, niezbędnych przy tego typu działaniach.
Dlaczego Kupna jest taka ważna? Dla ludzi, którzy kiedyś zostali wysiedleni ze swoich sadyb i rzuceni daleko, w obce środowisko, a tym samym pozbawieni ziemi i korzeni, cerkiew pozostała niezwykle istotnym symbolem ich tożsamości i siły duchowej, pozwalającej im trwać przez wieki, znosić dobro i zło, smutki i radości. Pamięć o cerkwi była dowodem ciągłości wielopokoleniowych rodzin. Pamięć, a nie – materialny budynek, który opuszczając rodzinne miejsca, pozostawili za sobą. I teraz oto pojawia się szansa, by cerkiew przybyła do nich, by znowu była z nimi. Bo dla nich, mieszkańców Godkowa, małej, liczącej niespełna 300 mieszkańców wsi w powiecie elbląskim, w województwie mazursko-warmińskim, cerkiew z Kupnej nie jest ruiną. Oni nie widzą przegniłego gontu ani spróchniałych desek, dla nich to już jest cerkiew, a świadczy o tym choćby zachowany krzyż z sygnaturki. Te resztki materialnego istnienia są dla nich – i stały się dla nas wszystkich, którzy przy tym projekcie pracujemy - symbolem wielkich strat, jakie ponieśli, ale i nowego widoku na przyszłość. W trakcie spotkania w Godkowie, jeden z mieszkańców powiedział mi tylko, a może aż tyle: „Zmieniło się…”.
Nie wszystko zależy wyłącznie od naszej dobrej woli czy nakładu pracy. Podczas kolejnych wyjazdów do Kupnej spotkałam się z p. Grażyną Stojak i ks. Wiesławem Kałmarzem, i to oni stali się moimi przewodnikami. Wiele zawdzięczamy pani Alicji Perducie, bo to na jej ziemi znajduje się w Kupnej cerkiew, a nasz dług wdzięczności siłą rzeczy będzie jeszcze rósł, gdyż nawet jeśli się uda, co jest naszym zamiarem, wydzielić drogę dostępu ogólnego - gdyż bez tego ani my nie możemy podjąć naszej pracy, ani rodzina pani Alicji nie może spokojnie funkcjonować – nasze pojawienie się i tak wprowadzi w utarty rytm ich życia spore zamieszanie. Myślę, że te łamy to dobre miejsce, by Jej i całej Rodzinie podziękować za pomoc, wyrozumiałość i cierpliwość. To dzięki Niej nawiązał z nami kontakt Janusz Śmigielski, „dobra dusza” zapomnianych cmentarzy, opuszczonych cerkwi i uroczysk bieszczadzkich, a jak sam o sobie pisze: poeta, drwal, rolnik. Dzięki jego deklaracji, że na czas robót odda nam bezpłatnie do dyspozycji swój dom, stało się możliwe wszelkie działanie na miejscu. On sam towarzyszy nam i pomaga w mozolnym przygotowaniu pracy przy obu obiektach.
Bo obok Kupnej, niespodziewanie pojawiła się jeszcze Chyrzynka: dawna greckokatolicka cerkiew parafialna pod wezwaniem św. Szymona Słupnika, zbudowana z drewna w 1857 roku, trójdzielna, z szerszą nawą i prezbiterium zamkniętym trójbocznie, z pięknymi „rozpisami” wnętrz i urzekającym aniołem. Po wojnie opuszczona, przez pewien czas użytkowana była jako owczarnia. Los okazał się dla niej odrobinę łaskawszy, gdy w ramach prac zabezpieczających w 1994 r. wymieniono część podwalin. Obecnie jednak, ze względu na brak podłóg, drzwi i okien, nadal niszczeje i wymaga równie pospiesznego ratunku co cerkiew w Kupnej. Już pierwsze materiały ikonograficzne, na jakie natrafiłam w Internecie, nakłoniły mnie do działania. Nawiązałam kontakt z dr Joanną Arszyńską, która wraz z grupą zaprzyjaźnionych konserwatorów współpracowała z nami w Mariance. Odpisała niemal natychmiast: „Miejsce niesamowite i niesamowita ilość pracy już włożonej... Dobrze byłoby przysłużyć się uratowaniu.”
Ponownie zadać można pytanie: dlaczego to takie ważne?
Odpowiedź jest prosta: dlatego, że wierzymy, iż przyszłości nie ma bez przeszłości. Dlatego, że dziełom pracy rąk poprzednich pokoleń należy się szacunek. Dlatego wreszcie, że młodzi ludzie, którzy pracują razem z nami, mają okazję dotknąć prawdziwego piękna, uczą się je szanować, a ratując od zniszczenia i zapomnienia, nadają im nowy wymiar, wpisują we współczesność. Spotkanie z „nierzeczywistym” – z sacrum – może wpłynąć na całe ich przyszłe życie zawodowe: oddając pracę ideałom, nadają swemu działaniu głęboki sens.
Ot, i cała historia.
Kilka dni temu odbyło się spotkanie z mieszkańcami Godkowa. Przyszli wszyscy, słuchali z uwagą i powagą. Tak bardzo chcą, by to się stało jak najszybciej. Ponieważ na 19 sierpnia [2011] planujemy spotkanie w Chyrzynce wszystkich ludzi dobrej woli, oni, mieszkańcy Godkowa, już mają przygotowany autokar i wybierają się na wspólną mszę, która zostanie odprawiona w miejscu oddalonym o 700 km od ich domów – właśnie tutaj. W trakcie spotkania czytałam im wiersze Janusza Śmigielskiego, w jego imieniu, ponieważ sam autor nie zdołał dotrzeć. Cisza, skupienie i wzruszenie zebranych ludzi były poruszające. Na koniec po prostu długo klaskali…
W Kupnej, Godkowie, Chyrzynce nie ma kościoła, cerkiew w Chyrzynce czeka. Latem, gdy w okolicy pojawią się letnicy, cerkiew zakwitnie...
,
Cerkiew i cmentarz w Chyrznce prace remontowe
- Szczegóły
W linku tym będziemy informować o postępach prac remontowych w Chyrzynce.
Od czerwca 2010 r. prace porządkowo - zabezpieczające przy cerkwi podjął pan Janusz Śmigielski z grupą przyjaciół. Również dzięki jego inicjatywie odnowiono dwa nagrobki na cmentarzu w Chyrzynce. Na wiosnę 2011 Janusz odkrzaczył cmentarz, wykosił trawę, postawił nowy krzyż.
Więcej zdjęć na: https://picasaweb.google.com/106773006429031175997/Chyrzynka#
Przy cerkwi zostały wykonane następujące prace: wycinka krzaków, koszenie trawy, zabezpieczenie na zimę: foliowanie kopułek, zabicie deskami okien, zamknięcie cerkwi. W 2011 r. podjęto inicjatywę przejęcia cerkwi przez Stowarzyszenie Wrota Karpat sprawa jest w toku - sprawozdanie poniżej. Niespodziewanie przy okazji przenosin resztek cerkwi z Kupnej do Godkowa, przy wielkiej pomocy Pani Profesor Romany Cielątkowska z Politechniki Gdańskiej, nadarzyła się okazja do prac konserwatorskich wnętrza świątyni - polichromii, które zostaną wykonane w sierpniu 2011 r.
Zdjęcia na: https://picasaweb.google.com/106773006429031175997/Chyrzynka#
ZDJĘCIA Z PRAC AUTORSTWA JANUSZA ŚMIGIELSKIEGO
W 2015 r. wykonano w cerkwi kamienną posadzkę . Poddano również renowacji następny fragment polichromi.
Jak już informowałem wcześniej podczas prac remontowych w ubiegłym roku na belkach sufitowych odkryto polichromię z czasów budowy cerkwi. Jest to powtarzający się motyw graficzny wykonany prawdopodobnie z szablonu. Farba malunku koloru sadzy, a być może jest to sadza zmieszana z innymi naturalnymi substancjami, gdyż farba jest nietrwała. Widać to szczególnie na zaciekach, gdzie wzór jest całkowicie rozmyty. Poniżej zdjęcie z fragmentem polichromii.
I znów cerkiew na Chyrzynce opasały rusztowania. Tym razem od początku lipca 2014 r. trwają prace przy wymianie poszycia dachowego nad Babińcem. Przy okazji zostały wymienione stare deski z części szczytowych konstrukcji świątyni oraz podbitka i inne elementy drewniany. Za tydzień będzie można podziwiać całość brył cerkwi z zewnątrz po remoncie. [Zdjęcia z dnia 16 VI 2014 r.]
We wrześniu i październiku 2013 r. - trwały prace przy konserwacji ściany ikonostasu w cerkwi w Chyrzynce. O ich efektach możemy przekonać się oglądając poniższe zdjęcia.
Usuwanie brudu z polichromii
Spruchniałe elementy
Ściana ikonostasu po remoncie
Cerkiew w Chyrzynce ciągle pięknieje. Zakończył się pierwszy etap remontu dachu. Zmieniono poszycie dachowe nad prezbiterium i nawą główną. Zabrakło pieniędzy na babiniec. Pięknie prezentują się cebulaste kopułki na tle dzikiego wina. Trwają obecnie prace [12 IX 2013] prace przy renowacji ściany pod ikonostas, które wykonują p. Wajdowie. Drewno niestety nie jest w najlepszej kondycji, dlatego niektóre elementy drewniane trzeba wymienić na nowe. To, co pozostało konserwuje się odpowiednimi preparatami chemicznymi oraz czyści i przywraca pierwotny wygląd.
REMONT DACHU
Stowarzyszenie Wrota Karpat Wschodnich gospodarz cerkwi w Chyrzynce prowadzi dalsze prace remontowy przy tym zabytkowym obiekcie. Dzięki finansom od Podkarpackiego Konserwatora Zabytków w Przemyślu na ukończeniu [26 VII 2013 r.] są prace przy zmianie poszycia dachowo świątyni. Zakres prac obiął poszycie dachowe nad prezbiterium i nawą główną. Wymieniono niektóre zmurszałe krokwie, wykonano całkowicie nowe deskowanie dachu oraz poddano wymianie cebulkowate wieżyczki nad prezbiteriom i nawą główną. Przy okazji dokonano cennych odkryć. Okazało się, że belki nad sufitem obiektu są pokryte polichromią o motywach roślinnych. Podczas remontu [w 1911 r.] od spodu do belek przebito deski, a na nich wykonano obecną polichromię. Ta starsza na belkach pochodzi prawdopodobnie z czasów budowy cerkwi [1857 r.]. Drugie odkrycie dotyczy kopuły nad nawą główną, która pierwotnie był umieszczona nie na środku nawy, jak obecnie, leczy bliżej prezbiterium. Przeróbki tej dokonano prawdopodobnie przy wymianie poszycia dachowo z gontów na blachę. Niestety zabrakło już środków finansowych na wymianę dachu nad babińcem. Cerkiew w Chyrzynce piękniej każdego roku z czego się trzeba cieszyć i gratulować nowym gospodarzom determinacji w rewitalizacji obiektu.
Remont głównej kopuły
Konstrukcja kopułki nad prezbiterium
Wyremontowana kopułka nad prezbiterium
Widok od strony północnej
Widok od strony południowej
KONSERWACJA POLICHROMII
W miesiącu sierpniu 2012 r. rozpoczęły się prace przy konserwacji polichromii. W zasadzie pierwszy etap. Konserwacją objęto sufit i częściowo ściany w prezbiterium świątyni. Prace konserwacyjne wykonywali Państwo Wajdowie. Możemy się przekonać o efektach ich pracy, które zakończyły się w październiku. Należy się cieszyć z tego następnego kroku, który przybliża do celu, którym jest pełna konserwacja obiektu. Serdecznie dziękuję p. Kazimierze Wajdzie za udostępnienie zdjęć.
Narożnik południowo -zachodni polichromii przed konserwacją
Ściana południowa przed konserwacją
Stan w czasie czyszczenia polichromii
Stan po konserwacji
CERKIEW PO REMONCIE
Jak napisano poniżej w lipcu ropoczęły się prace remontowe przy cerkwi w Chyrzynce. Zakończyły się one w połowie sierpnia 2012 r. Jak napisałem w poprzednim artykule wymieniony tam fornt robót został wykonany. Zostało ubite również klepisko wewnątrz świątyni. W chwili obecnej cerkiew nieco podniesiona do góry prezentuje sie bardziej okazale. Możemy przekonać się o tym ogladając poniższe zdjęcia. Foto - Janusz Śmigielski.
REMONT CERKWI
Cerkiew w Chyrznce doczekała się generalnego remontu. Od marca 2012 r. Stowarzyszenie Wrota Karpat Wschodnich wynajmuje cerkiew wraz z terenem od Nadleśnictwa Krasiczyn i jest inwestorem obecnych prac. Na koszt stowarzyszenia wydzielono wcześniej działkę cerkiewną z kompleksu leśnego. Prace zostały rozpoczęte w lipcu 2012 r. Wykonuje je firma Arkady z Jarosławia, a finansuje je Wojewódzki Konserwator Zabytków. W zakresie prac jest wykonanie kilkunastu betonowych pecków, na których będzie stała cerkiew, wymiana najbardziej zużytych belek, podniesienie świątyni kilkanaście centymetrów w górę, wykonanie podmurówki z kamieni polnych, wykonanie odwodnienia, konserwacja elementów drewnianych. W chwili obecnej po podniesieniu i ustabilizowaniu cerkwi na specjalnych legarach, odkopano podmurówkę, wymieniane są zmurszałe i zagrzybione bekli oraz czyszczone są kamienie do powtórnego ich użycia. Prace są wykonywane dość szybko i fachowo. Jeżeli tempo prac się utrzyma to wydaje się, że zakończą się z końcem lipca o czym z radością informuję.
Piotr Haszczyn
UROCZYSTA LITURGIA W RYCIE WSCHODNIM
Zabiją dzwony...
Jeszcze kilka miesięcy temu NIKT, by nie powiedział, że Chyrzyńska cerkiew ożyję, że znów zgromadzą się w niej wierni, zabrzmi śpiewem, modlitwą... A jednak spełniły się słowa poety Janusza Śmigielskiego:
(...) Zabiją jeszcze dzwony, nutą proszącą świat.
Zbudzą ludzkie sumienia i staniesz się symbolem.
Choć prawie niemożliwe, doczekasz swego dnia.
Jedność tworzenia sprawi, że już nie będzie boleć (...)
I zabiły nie dzwony, ale mały dzwonek wzywając wiernych na Liturgię z okazji Przemienienia Pańskiego.
Zakrystianka
Ale niczym zabił dzwonek trzeba było niemało wysiłku, aby przygotować cerkiew, w której ostanie modlitwy ucichły ponad 60 lat temu. Tym karkołomnym zajęciem zajęła się profesor Romana Cielątkowska, która na czas tego wydarzenia stała się zakrystianką. Przygotowane stoły z białymi obrusami stały w odpowiednim miejscu, ikony, krzyż, stolik na świece, kwiaty, dzwonek na dzwonnicy, ławki, nawet woda mineralna dla spragnionych. Na drogach dojazdowych kierunkowskazy. Pomagali jej w tych przygotowaniach Janusz Śmigielski, pani doktor Joanna Arszyńska oraz grupa studentek i być może jeszcze ktoś. To duże logistyczne przedsięwzięcie wypadło wzorowo.
Oczekiwanie
Już na godzinę przed uroczystością główni organizatorzy wymienieni wyżej byli przy cerkwi, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Byli obecni także dziennikarze i telewizja. Jak zwykle przy takich uroczystościach pytanie: Czy będą ludzie? - byli. Wielka nagrodą dla organizatorów był widok szuru samochodów zdążających do cerkwi oraz autokar z mieszkańcami Godkowa. Bijący dzwonek [zgodnie z tradycją dzwoni się przez 10 minut przed rozpoczęciem liturgii], witał wszystkich zdążających do świątyni. Przybył również Jego Ekscelencja Włodzimierz Roman Juszczak biskup Eparchii Wrocławsko - Gdańskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, który przewodniczył liturgii oraz ks. mitrat Andrzej Soroka, z parafii greckokatolickiej w Elblągu i Pasłęku wraz ze swoimi wiernymi. Obecni byli również księża rzymskokatoliccy z Krzywczy Janusz Wilusz i Krasiczyna Wiesław Kałamarz i Stanisław Bartmiński oraz greckokatoliccy z Przemyśla. Z władz przybyli p. wojewoda Małgorzata Chomycz, Wojewódzki Konserwator Zabytków Grażyna Stojek, Wójt Gminy Krzywcza Witold Szpytman oraz wywodzący się z Kupnej Stanisław Bajda Wojewoda Przemyski z lat 90 tych. A wiernych pełna cerkiew ludności rzymsko i greckokalickiej z wymienionego Godkowa, ale również z Przemyśla, Krzywczy, Chyrzyny, Chyrzynki, Kupnej, Chołowic i innych miejscowości. Była też przedstawicielka kościoła ewangelickiego.
Liturgia
Cerkiew pełna ludzi. Z boku chór, który śpiewem nadawał ton całej liturgii. Przed ikonostasem koszyczki z owocami. Bo w dzień święta Przemienienia Pańskiego wierni obrządku greckokatolickiego je święcą. Liturgia mszy świętej w rycie wschodnim robi wrażenie i chociaż długa jest bardzo dynamiczna. Wspólnie koncelebrują ja również księża katoliccy. Podczas powitań i kazania mówcy używają również języka polskiego. Po liturgii mszy świętej ks. Biskup poświęcił owoce. Następnie ze wszystkimi wiernymi pozowała do pamiątkowego zdjęcia przed cerkwią. Owoce z koszyczków też szybko zniknęły jedzone przez uczestników uroczystości.
Co pozostanie?
Chyba nigdy w historii cerkwi w Chyrzynce nie odwiedził jej ks. biskup i tylu wiernych z trzech obrządków. Ożyła szeptem modlitw, śpiewów, refleksji. Ale, co pozostanie? Tego nie wiem. Jedno jest pewne na pewno już na stałe dźwignęła się z ruiny.
Piotr Haszczyn
INFORMACJE O WYDARZENIU W MEDIACH ELEKTRONICZNYCH
Atykuł Ramany Cielądkowskiej
http://www.cerkiew.net.pl/Wiadomosci/wiadomoscjedna.php?rss=tak&polaczenie=wiad_1309335650
http://www.tvp.pl/rzeszow/aktualnosci/spoleczne/ekumeniczne-uroczystosci-w-chyrzynce/5146071
http://www.cerkiew.net.pl/Wiadomosci/wiadomoscjedna.php?rss=tak&polaczenie=wiad_1313943603
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110806/TURYSTYKA02/973867505
Film z uroczystości w cerkwi na Chyrzynce
Film z aktualności - Telewizaja Podkarpacka
http://www.youtube.com/watch?v=ZnxzS5Xv2fo&feature=player_embedded
REPORTAŻ MARKA CYKNARA
Fotorelacja - zdjęcia Piotr Haszczyn
PRACE ROZPOCZĘTE
W dniu 2 sierpnia 2011 r. pani profesor Romana Cielątkowska przywiozła nowe ramy okienne do cerkwi oraz kopie ikon, które sama "napisała", również krzyż, który będzie zaczątkiem nowego wystroju cerkwi.
3 sierpnia rozpoczęły się prace zabezpieczające przy polichromii chrzyńskiej. Ekipa pod kierunkiem dr Joanny Arszyńskiej rozpoczęła prace inwentarzowe malowideł oraz inne związane z przygotowaniem do konserwacji.
Cerkiew zmienia swój wygląd. Po montażu okien, widać, że już nie jest opuszczona. Na ukończeniu są prace zabezpieczające polichriomię [17 VIII 2011] ostatni etap to gruntowne czyszczenie malowideł, pierwszy raz od wielu dziesiątek lat.
Poniżej prezentujemy rozwinięte informacje na ten temat opracowane przez Janusza Śmigielskiego. Również na: http://www.niezapominajkowo.com.pl/node/34
Szanowni Państwo!
Lokalna Organizacja Turystyczna "Wrota Karpat Wschodnich" z Birczy pragnie serdecznie podziękować wszystkim osobom i instytucjom, które wsparły inicjatywę ratowania cerkwi p.w. św. Szymona Słupnika w Chyrzynce. Zawsze wiedzieliśmy, że los zrujnowanej świątyni nie jest Państwu obojętny, ale i tak efekty akcji przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Zgromadzone dzięki Państwa wrażliwości i hojności pieniądze zostaną w pierwszej kolejności wykorzystane, zgodnie z zapowiedzią, na geodezyjne wydzielenie działki zabudowanej cerkwią. Operacja ta pozwoli na rozpoczęcie dość skomplikowanej procedury przekazania świątyni stowarzyszeniu "Wrota Karpat Wschodnich". Pozostałe środki przeznaczymy na odnowienie zrujnowanych cerkiewnych wieżyczek nad babińcem i prezbiterium, tak by po Państwa ofiarach pozostał trwały, materialny ślad. W dalszej perspektywie, już po przekazaniu świątyni, planujemy jej remont i przeznaczenie na działalność wystawienniczo-muzealną, ale z jednoczesnym zachowaniem funkcji sakralnych. Szczerze wierzymy, że razem uda nam się zamierzony cel osiągnąć.
Jeszcze raz gorąco dziękujemy!
Z poważaniem
Tomasz Gierula (wiceprezes LOT "Wrota Karpat Wschodnich", Bircza)
Janusz Śmigielski (Chołowice)
Agata Tarnas-Tomczyk (Wrocław)
Zdzisław Sierpiński (Kraków
Pewnej niedzieli, dwa lata temu, fotografując pierwsze oznaki budzącej się właśnie wiosny, przemierzając jej śladami łąki nad brzegiem Sanu, dotarłem do Chyrzynki, małej, liczącej zaledwie kilka domów osady, położonej w pobliżu moich rodzinnych Chołowic. Tuż przy polnej drodze, na niewielkim wzniesieniu, wśród drzew, w gęstwinie krzewów, zobaczyłem drewnianą cerkiew. Wiedziałem, że tu stała, jednak nigdy wcześniej w niej nie byłem. Sforsowałem splątane zarośla, odsunąłem wyjęte z zawiasów drzwi i wszedłem do wnętrza świątyni, słabo oświetlonego pojedynczymi promieniami słońca, wpadającymi przez okna pozbawione szyb, częściowo osłonięte deskami. Nie było podłogi, wzdłuż ścian kiełkowały skrzypy, z chóru wspartego na dwóch przechylonych słupach zwieszały się firany pajęczyn. Spoza chmury wirujących w powietrzu drobinek pyłu dostrzegłem na sklepieniu wyrysowaną wciąż wyraźnymi barwami scenę Zmartwychwstania i umieszczone wokół niej wizerunki czterech Ewangelistów, po lewej stronie nawy, pomiędzy oknami, polichromię przedstawiającą Pokłon Trzech Króli, po prawej zaś Chrzest w Jordanie. Ze stropu nad prezbiterium surowo spoglądał otoczony promienistym nimbem Bóg Ojciec…
Miałem wrażenie, że znalazłem miejsce, w którym słychać jeszcze szept modlitw sprzed przeszło półtora wieku. Tam o historii opowiadała każda belka. Czas się zatrzymał. Na chwilę. Trzeba tę chwilę wydobyć z niepamięci, sprawić, żeby przetrwała. Napisałem do Agaty Tarnas-Tomczyk, do Wrocławia, wysłałem zdjęcia. Postanowiliśmy, że założymy profil poświęcony cerkwi w Chyrzynce na jednym z popularnych portali społecznościowych. Obraz i słowo trafiły do ludzi, tych o otwartych umysłach i sercach, zdolnych docenić wartość odkrywania i rozumienia przeszłości. Także tej pogranicznej, trudnej, przesiąkniętej latami wzajemnych oskarżeń, pielęgnowanej niechęci, ukrywanej wrogości. Rozumienia ponad podziałami, jako części każdego z nas, tego co nas ukształtowało, z czego stworzymy podstawę dla przyszłych pokoleń.
Przede wszystkim pojawiły się pytania o przyczyny braku reakcji ze strony odpowiednich instytucji, ale również deklaracje pomocy, jakiejkolwiek możliwej. Szybko okazało się jednak, że mimo chęci i ogólnej właściwie przychylności, to nie tyle brak funduszy na przeprowadzenie odbudowy obiektu, co przeróżne względy formalne i prawne stanowiły zasadniczą przeszkodę. Kroki podejmowane indywidualnie musiały, siłą rzeczy, mieć dość ograniczony zakres. Konieczne stało się zatem znalezienie osób, czy organizacji, które mogłyby oficjalnie reprezentować potrzeby czekającego na ratunek zabytku. Tymczasem lato wyraźnie pokazało, jak pilne jest uporządkowanie terenu wokół cerkwi. Bujnie rozrosła roślinność ciasno obejmowała ściany świątyni, niemal wdzierając się do środka. Systematycznym odkrzaczaniem i wykaszaniem przycerkiewnych chaszczy, własnym nakładem sił i środków, zająłem się sam. Równocześnie, razem z Agatą, szukaliśmy wszelkich pomocnych informacji, rozpatrując różne możliwości działania. W ten sposób poznaliśmy Tomasza Gierulę z Łubna, wiceprezesa LOT „Wrota Karpat Wschodnich”, od kilku lat podejmującego prace renowacyjne na cmentarzach gminy Bircza i okolicy, także zainteresowanego losami cerkwi w Chyrzynce. „Wrota” planowały jej wydzierżawienie od aktualnego właściciela, mianowicie Nadleśnictwa Krasiczyn. Połączenie sił zaowocowało w listopadzie ubiegłego roku wspólną akcją zabezpieczającą świątynię przed zimą, w której wziął udział także Zdzisław Sierpiński z Krakowa, z żoną i synami, już wcześniej kilkakrotnie obecny w Chyrzynce w trakcie prac porządkowych. Zaś w marcu bieżącego roku, ogłoszeniem i pomyślnym przeprowadzeniem przeze mnie i Agatę zbiórki funduszy przeznaczonych na pokrycie kosztów pomiaru geodezyjnego, dokonanego w celu wyodrębnienia działki cerkiewnej z kompleksu leśnego, niezbędnego dla zamierzanego przez „Wrota” przejęcia nieruchomości.
Jest wszakże jeszcze jeden wątek tej historii, równoległy, lecz ściśle powiązany z losami chyrzyńskiej cerkwi, wątek cmentarny, specyficznie ludzki, ważny i niewątpliwie ponadczasowy. Otóż w maju zeszłego roku, na nieczynnym już, zapuszczonym chyrzyńskim cmentarzu, usytuowanym kilkaset metrów od cerkwi, przy drodze do niej wiodącej, natknąłem się na częściowo zniszczony, zarośnięty zielskiem nagrobek. Nie sposób go było ominąć, ani w dosłownym, ani też symbolicznym znaczeniu. Był akurat 30 maja, dokładnie tego samego dnia 1937 roku zmarła spoczywająca w tym miejscu Tatiana Szwed. Kamień przemówił? Odtąd zdarzenia przyspieszyły. Kilka dni później do Chyrzynki przyjechali na prośbę Agaty przedstawiciele „Magurycza”, wraz z założycielem i „głową” Stowarzyszenia, Szymonem Modrzejewskim. Nagrobek Tatiany i jej męża Grzegorza został fachowo odrestaurowany. Odwiedzono też cmentarz w Kupnej, gdzie był pochowany ostatni przed wojną chyrzyński proboszcz, ks. Ignacy Chylak, i wstępnie określono plany dalszych na nim działań. Obecnie już formalnie członkowi „Magurycza”, przybył mi kolejny teren do opieki. Tak oto ci, którzy odeszli dopominają się o pamięć u potomnych. Ile pamięci, tyle życia…
W ostatnich dniach maja bieżącego roku pojawiła się dla Chyrzynki nowa, zupełnie nieoczekiwana szansa odzyskania dawnej świetności. Pani Profesor Romana Cielątkowska z Politechniki Gdańskiej, przy okazji organizowania przenosin pozostałości cerkwi w Kupnej, zaangażowała się w ratowanie również chyrzyńskiej świątyni.
We wszystkim, zawsze najważniejszy pozostaje człowiek i droga, jaką podąża do realizacji wybranego celu.
Janusz Śmigielski
Zmarli w 2024 r.
- Szczegóły
A Ci, którzy już dni swoje skończyli i tak straszliwy termin odprawili niech mają pokój, pokój pożądany, Jezu kochany!
W tym linku na bieżąco będziemy informować o tych, którzy odeszli z krzywieckiej społeczności w bieżącym roku. Odwiedzających ten link [osoby wierzące] proszę o odmówienie dowolnej modlitwy w intencji zmarłych wymienionych poniżej.
Piotr Haszczyn
ZMARLI W ROKU 2024
Dnia 26 października 2024 r zmarła zaopatrzona Św. Sakramentami
WANDA STASICKA z domu WŁODEK
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 78. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Horyńcu Zdroju 31 października 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Horyńcu Zdroju.
Dnia 18 października 2024 r. zmarł w tragicznych okolicznościach
KRZYSZTOF MARIAN SOBOL
Geolog, myśliwy
przeżywszy lat 73. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 26 października 2024 r. Następnie urna z prochami została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 30 lipca 2024 r. zaopatrzony Św. sakramentami zmarł
JÓZEF TRAWNICKI
Listonosz, rolnik, ostatni krzywiecki skrzypek
przeżywszy lat 95. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 5 sierpnia 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 18 czerwca 2024 r. zmarł
JÓZEF PRAWECKI
przeżywszy lat 86. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 20 czerwca 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 11 lutego 2024 r zmarła zaopatrzona Św. Sakramentami
TERESA IWASIECZKO z d. AKIELASZEK
przeżywszy lat 82. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Ostrowie 13 lutego 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Ostrowie.
Dnia 26 stycznia 2024 r. po długiej ciężkiej chorobie, opatrzony świętymi Sakramentami zmarł
PIOTR TRAWNICKI
Pracownik Rejonu Dróg
przeżywszy lat 92. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 29 stycznia 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 23 stycznia 2024 r. po długiej ciężkiej chorobie, opatrzony świętymi Sakramentami zmarł
EUGIENIUSZ KRUK
Rolnik
przeżywszy lat 75. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 26 stycznia 2024 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2023
Dnia 28 listopada 2023 r. zmarł
STANISŁAW SWAT
Pracownik GS - u [sprzedawca sklepowy], rolnik
przeżywszy lat 69. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 30 listopada 2023 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Z głębokim smutkiem i żalem zawiadamiamy, że w dniu 3.10.2023 r. przeżywszy 91 lat
zmarł były Dziekan Dekanatu Radymno II i długoletni proboszcz parafii Michałówka.
Ks. Prałat Marian Fedyk
Pogrzeb w piątek 6.10. 2023r. o godz. 12.00. po Mszy św. ostatnie pożegnanie zmarłego ks. prałata i złożenie ciała na miejscowym cmentarzu w Michałówce.
Marian Fedyk urodził się w Krzywczy 10 grudnia 1932 roku. Syn Jana Fedyka i Marii z domu Bukowskiej. W dniu 30 maja 1957 roku przyjął święcenia kapłańskie w Przemyślu. Przez 36 lat był proboszczem w Michałówce i tam już jako emeryt do końca swoich dni służył Bogu i okolicznym mieszkańcom. W ciągu 36 lat proboszczowania, Ksiądz Prałat ochrzcił 934 dzieci, do I Komunii św. przygotował 1243 małych parafian, udzielił wielu rozgrzeszeń, rozdał niepoliczoną liczbę Komunii Świętej, pobłogosławił 359 małżeństw i przewodniczył 486 ostatnim pożegnaniom. Wielki trud włożył w budowę kościoła w Duńkowicach i Nienowicach, remontu kościółka w Grabowcu i kościoła w Michałówce. Dzięki staraniom ks. Mariana została utworzona nowa parafia w Nienowicach. Wspierał biednych, pomagał wszystkim potrzebującym pomocy. Udzielał pomocy duchowej i psychologicznej dla zagubionych, prawdziwy przewodnik i autorytet dla rodziny i parafian.
Dnia 26 kwietnia 2023 r. zmarł
ANDRZEJ KOCYŁO
przeżywszy lat 59. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 29 kwietnia 2023 r. Następnie prochy została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 21 marca 2023 r. zaopatrzona świętymi sakramentami zmarła
EMILIA SOBOL z d. DUDZIŃSKA
Pracownik Gminnej Spółdzielni w Dubiecku, Gospodyni domowa
przeżywszy lat 90. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 24 marca 2023 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2022
Dnia 14 października 2022 r zmarła
STANISŁAWA KWASIŻUR
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 75. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 17 października 2022 r.. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 10 września 2022 r zmarła
ZOFIA LEGENC
Pracownik piekarni, gospodyni domowa
przeżywszy lat 74. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 14 września 2022 r.. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 3 lipca 2022 r zmarł
ROMAN OSIADŁY
Pracownik GS-u, rolnik
przeżywszy lat 82. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 6 lipca 2022 r.. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 4 kwietnia 2022 r zmarł
PIOTR MICHAŁ GĄSKA
Rolnik
przeżywszy lat 68. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 12 KWIETNIA 2022 r.. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 4 kwietnia 2022 r. zmarła
KRYSTYNA PINDA
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 78. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 7 kwietnia 2022 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2021
Dnia 9 grudnia 2021 r. opatrzony św. Sakramentami zmarł
MIECZYSŁAW KRUK
Murarz, rolnik
przeżywszy lat 84. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 11 grudnia 2021 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 16 października 2021 r. opatrzona św. Sakramentami zmarła
ELŻBIETA JANINA SOBOL z d. Czarniecka
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 95. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 21 października 2021 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 19 lutego 2021 r. opatrzona św. Sakramentami zmarła
BARBARA CEPRYŃSKA-CIEKAWY z d. Noworolska
Pracownik Cukrowni w Przeworsku, gospodyni domowa
przeżywszy lat 82. W dniu 22 lutego 2021 po obrzędzie w kaplicy ciało została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy. Następnie odbyła się msza żałobna w kościele parafialnym w Krzywczy.
Dnia 3 stycznia 2021 r. opatrzony św. Sakramentami zmarł
BOLESŁAW PINDA
Pracownik SKR, kierowca, rolnik
przeżywszy lat 79. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 7 stycznia 2021r. na cmentarzu w Krzywczy, a następnie zostało odprawione nabożeństwo żałobne w kościele parafialnym w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2020
Dnia 5 grudnia 2020 r. zmarła
BRONISŁAWA DUDYCZ
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 88. W dniu 8 XII 2020 po obrzędzie w kaplicy ciało została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy. Następnie odbyła się msza żałobna w kościele parafialnym w Krzywczy.
Dnia 22 października 2020 r. opatrzona Św. Sakramentami zmarła
STANISŁAWA BEDNARCZYK - PRAWECKA
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 81. W dniu 24 X 2020 po obrzędzie w kaplicy ciało została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy. Następnie odbyła się msza żałobna w kościele parafialnym w Krzywczy.
Dnia 3 września 2020 r. po walce z ciężką chorobą zmarł
KRZYSZTOF NOWOROLSKI
Hydraulik
przeżywszy lat 57. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 5 września 2020 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 17 kwietnia 2019 r. zmarła
JOANNA NOWOROLSKA
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 91. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 21 kwietnia 2020 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 16 marca 2020 r. po walce z ciężką chorobą opatrzony Św. Sakramentami zmarł
ANDRZEJ KORYTKO
Pracownik MPEC
przeżywszy lat 57. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 19 marca 2020 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2019
Dnia 5 listopada 2019 r. opatrzona Św. Sakramentami zmarła
KAZIMIERA TRAWNICKA
Listonoszka, gospodyni domowa
przeżywszy lat 81. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 9 listopada 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 25 października 2019 r. zmarła opatrzona Św. Sakramentami najukochańsza moja mama
ROZALIA HASZCZYN
Krawcowa, gospodyni domowa
przeżywszy lat 91. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 28 października 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 26 lipca 2019 r. zmarła
OLGA MLECZAK
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 92. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 31 lipca 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 22 czerwca 2019 r. zmarła
HELENA OSIADŁY
Woźna
przeżywszy lat 82. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 25 czerwca 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 5 marca 2019 r. zmarł opatrzony Św. Sakramentami
WALERIAN PRAWECKI
Emerytowany oficer policji
przeżywszy lat 73. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 7 maja 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 25 kwietnia 2019 r. zmarł
JAN KRUK
Pracownik leśny, rolnik
przeżywszy lat 70. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 27 kwietnia 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 13 marca 2019 r. zmarł opatrzony Św. Sakramentami
EUGENIUSZ BANAT
Mistrz murarski
przeżywszy lat 78. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 15 marca 2019 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2018
Dnia 21 grudnia 2018 r. zmarł opatrzony Św. Sakramentami
MICHAŁ TRAWNICKI
Ostatni tkacz, krzywiecki Nikifor
przeżywszy lat 93. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 23 grudnia 2018 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 1 grudnia 2018 r. i krótkich i ciężkich cierpieniach zmarł opatrzony Św. Sakramentami
STANISŁAW KRUK
Malarz
przeżywszy lat 67. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 5 grudnia 2018 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 20 listopada 2018 r. zmarł opatrzony Św. Sakramentami
ANDRZEJ WOLAŃSKI
Mistrz murarski
przeżywszy lat 72. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 23 listopada 2018 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 6 PAŹDZIERNIKA 2018 r. zmarła w Krakowie
TERESA MATUSZEK - KNOPEK
Lekarz ginekolog
przeżywszy lat 71. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 10 października 2018 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 6 LIPCA 2018 r. opatrzona Św. Sakramentami zmarła
WANDA KRUPA
Gospodyni domowa, Sybiraczka
przeżywszy lat 81. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 9 lipca 2018 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2017
Dnia 15 maja 2017 r. opatrzona Św. Sakramentami zmarła
ANNA BANAT
Nauczycielka
przeżywszy lat 75. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 17 maja 2017 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZMARLI W ROKU 2016
Dnia 26 października 2016 r. zmarła w Krakowie
IRENA MAZUREK z d. SAWICKA
Pracownik administracji, Sybiraczka
przeżywszy lat 86. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy w dniu 31 XI. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 23 września 2016 r. zmarła
OLGA MICEK
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 94. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy w dniu 28 IX. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 5 sierpnia 2016 r. zmarł
EDWARD CHROMIAK
Nauczyciel
przeżywszy lat 85. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy w dniu 10 VIII. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 25 lipca 2016 r. po krótkich cierpieniach, opatrzona Św. Sakramentami zmarła
STANISŁAWA MIERZWA
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 93. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy 27 lipca 2016 r. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 8 lipca 2016 r. po krótkich cierpieniach, opatrzony Św. Sakramentami zmarł:
WAWRZYNIEC JAMROZIK
Emerytowany komendant Milicji
przeżywszy lat 88. Nabożeństwo żałobne odbyło się 9 lipca w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 29 lutego 2016 r. po krótkich cierpieniach, opatrzony Św. Sakramentami zmarł:
MIECZYSŁAW PAWŁOWSKI
Pracownik GS w Krzywczy, sprzedawca
przeżywszy lat 77. Nabożeństwo żałobne odbyło się 2 marca w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 31 stycznia 2016 r. po długich cierpieniach zmarła
BOGUSŁAWA KWAŚNIA
przeżywszy lat 42. Nabożeństwo żałobne odbyło się 6 lutego w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZAMRLI W ROKU 2015
Dnia 17 kwietnia 2015 zmarł:
WIESŁAW NOWOROLSKI
Inżynier, przedsiębiorca
przeżywszy lat 54. Msza Św. Pogrzebowa dobyła się 22 kwietnia w kaplicy na cmentarzu Wilkowyja w Rzeszowie, a następnie ceremonia pochówku.
Dnia 29 stycznia 2015 r. zmarła
ALBINA KILJAN Z D. KROCZEK
Salowa szpitalna
przeżywszy lat 75. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 25 lutego 2015 r. zmarła
LESŁAWA NIKLEWICZ z d. FEDYK
Nauczycielka
przeżywszy lat 55. Nabożeństwo żałobne odbyło się 28 lutego w Archikatedrze w Przemyślu. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na Cmentarz Główny w Przemyślu.
ZAMRLI W ROKU 2014
Dnia 18 grudnia 2014 zmarł:
RYSZARD ZIEMIAŃSKI
Rolnik
przeżywszy lat 67. Nabożeństwo żałobne odbyło się 21 grudnia w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 28 czerwca 2014 r. zmarła śmiercią tragiczną
JOANNA NESSEL z d. HNAT
Pielęgniarka
przeżywszy lat 55. Nabożeństwo żałobne odbyło się 3 lipca w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 12 kwietnia 2014 zmarł:
WŁADYSŁAW WALCZAK
Elektryk, Sołtys Krzywczy
przeżywszy lat 68. Nabożeństwo żałobne odbyło się 15 kwietnia w kaplicy cmentarnej w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
ZAMRLI W ROKU 2013
Dnia 24 grudnia 2013 opatrzona Świętymi Sakramentami zmarła:
JÓZEFA SOBOL z d. Köhler
Ekspedientka sklepowa
przeżywszy lat 90. Nabożeństwo żałobne odbyło się 28 grudnia w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 2 września 2013 opatrzona Świętymi Sakramentami zmarła:
JANINA KOPKO
Świetlicowa, długoletnia przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich
przeżywszy lat 85. Nabożeństwo żałobne odbyło się 5 września w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 28 sierpnia 2013 zmarła:
ELŻBIETA KWAŚNA
Gospodyni domowa
przeżywszy lat 74. Nabożeństwo żałobne odbyło się 30 sierpnia w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 25 lipca 2013 zmarł:
JAN KROCZEK
Pracownik Rejonu Dróg Publicznych
przeżywszy lat 67. Nabożeństwo żałobne odbyło się 27 lipca w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 9 lipca 2013 opatrzony Świętymi Sakramentami zmarł:
WŁADYSŁAW WOLAŃSKI
Rolnik, kościelny
przeżywszy lat 73. Nabożeństwo żałobne odbyło się 11 lipca w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
28 czerwca 2013 r. zmarła śmiercią tragiczną:
MARTA LEKKA
Ekspedientka sklepowa
przeżywszy lat 36. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 2 lipca z domu żałoby do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
Po krótkich cierpieniach, opatrzona Świętymi Sakramentami dnia 13 czerwca 2013 r. zmarł:
KAZIMIERZ PALCZAK
Kierowca, pracownik Rejonu Dróg Publicznych
przeżywszy lat 56. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 15 czerwca z domu żałoby Krzywcza 32 do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie trumna z ciałem została odprowadzona na cmentarz w Krzywczy.
W kwietniu 2013 zmarła:
JANINA MIERZWA z d.KAZIENKO
Długoletnia kucharka Przedszkola w Krzywczy
przeżywszy lat 82. Msza nad urną z prochami zmarłej odbyła się 13 IV. Następnie prochy zostały odprowadzone i złożone na cmentarzu w Krzywczy.
Dnia 17 stycznia 2013 zmarł:
FRANCISZEK KRUK
Palacz c.o.
członek senior Ochotniczej Straży Pożarnej w Krzywczy
przeżywszy lat 89. Nabożeństwo żałobne odbyło się 19 stycznia w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 14 stycznia 2013 zmarła:
ANIELA TRAWNICKA
Poczmistrzyni
przeżywszy lat 76. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 16 stycznia z domu żałoby do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
ZAMRLI W ROKU 2012
Dnia 17 grudnia 2012 r. zmarła:
JÓZEFA MEZGIER
Gospodyni domowa, długoletni pracownik fizyczny Banku Spółdzielczego w Krzywczy
przeżywszy lat 70. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 19 grudnia z domu żałoby do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie ciało z trumną zostało odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Po długich cierpieniach, opatrzona Świętymi Sakramentami dnia 21 marca 2012 r. zmarła:
BRONISŁAWA PALCZAK z domu KRÓL
gospodyni domowa
przeżywszy lat 81. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 22 marca z domu żałoby Krzywcza 33 do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy
ZAMRLI W ROKU 2011
Dnia 1 sierpnia 2011 r. zmarł:
WIESŁAW NIKLEWICZ
rolnik
przeżywszy lat 51. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 3 sierpnia z domu żałoby do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie ciało z trumną zostało odprowadzone na cmentarz w Krzywczy
Po długich cierpieniach, opatrzona Świętymi Sakramentami dnia 4 czerwca 2011 r. zmarła
MONIKA WOLAŃSKA
pielęgniarka
przeżywszy lat 38. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 6 czerwca z domu żałoby Krzywcza 17 do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie trumna z ciałem została odprowadzone na cmentarz w Krzywczy
Po długich cierpieniach, opatrzona Świętymi Sakramentami dnia 28 maja 2011 r. zmarła:
ALEKSANDRA BANAŚ
nauczycielka, wychowawczyni
przeżywszy lat 65. Uroczystości pogrzebowe odbyły się dnia 31 maja, różaniec, po nim msza święta pogrzebowa w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie ciało z trumną zostało odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Dnia 20 lutego 2011 r. zmarła:
WERONIKA STODOLAK
gospodyni domowa
przeżywszy lat 83. Uroczystości pogrzebowe odbyły się dnia 24 lutego różaniec, po nim msza święta pogrzebowa w kościele parafialnym w Krzywczy. Następnie ciało z trumną zostało odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Po długich cierpieniach, opatrzona Świętymi Sakramentami dnia 12 lutego 2011 r. zmarła:
MARIA KUŹBIDA
Sprzedawczyni sklepowa, świetlicowa
przeżywszy lat 83. Wyprowadzenie zwłok nastąpiło 14 lutego z domu żałoby Krzywcza 115 do kościoła parafialnego w Krzywczy, gdzie została odprawiona Msza święta żałobna. Następnie ciało z trumną zostało odprowadzone na cmentarz w Krzywczy.
Projekt Memoriał Krzywcza
- Szczegóły
UMIERA TEN, O KTÓRYM NIKT NIE PAMIĘTA. ZRÓBMY WSZYSTKO, BY ODZYSKALI TWARZE.
Projekt Memoriał Krzywcza to nowa propozycja dla wszyskich odwiedzających naszą stronę, a związanych z Krzywczą. Jest on kierowany do rodzin osób, które mieszkały w Krzywczy, co najmniej rok. Ma on na celu uratowanie od zapomnienia ludzi, którzy mieszkali, pracowali i umarli w Krzywczy lub z niej wyjechali. Przygotowujemy specjalny moduł, w którym będzie można umieszczać osoby związane z Krzywczą, które już nie żyją. Projekt ruszy, gdy będzie około 50 osób umieszonych w module. Aby włączyć się do projektu należy przesłać dane osoby, którą chciałby się umieścić w wirtualnym miejscu pamięci [może to być więcej osób - cała rodzina - osoby już nieżyjące].
Piotr Haszczyn