Jan Zachariasiewicz [Zacharjasiewicz] – był najwybitniejszym pisarzem, poetą i publicystą związanym z Krzywczą przełomu XIX i XX w. Na jego temat powstały liczne opracowania naukowe, artykuły i prace magisterskie. Na ich podstawie można wyciągnąć wniosek, że jego związki z Krzywczą były raczej luźne i dotyczyły ostatnich lat jego życia. Teza ta w związku z podjętymi przeze mnie badaniami nie do końca jest prawdziwa. Chociaż poeta urodził się w Radymnie i tamtejsze społeczeństwo uhonorowało poetę pomnikiem [zdjęcie poniżej] oraz kultywuje jego pamięć w tamtejszym środowisku, to Krzywcza była dla pisarza miejscem ostoją, gdzie bywał często u swojej siostry stryjecznej Wiktorii Zachariasiewicz, która była żoną Bolesława Jocza [właściciela krzywieckiego majątku]. Było miejscem, gdy w potrzebach finansowych mógł liczyć zawsze na pomoc i wsparcie. Także inni członkowie rodziny Zachariasiewiczów w krzywieckim dworze mieli wsparcie finansowe oraz do dyspozycji mieszkania ze strony swojej krewnej Wiktorii. Niestety w Krzywczy nie ma pomnika, tablicy, pamięci, pozostał tylko skromny nagrobek na krzywieckim cmentarzu, gdzie pisarz został powtórnie pochowany w latach 50 tych XX w. [Przeniesiono trumnę z grobowca Joczów].
Uncategorised
Opinie o portalu
- Szczegóły
Jakże to wspaniałe, że odkrywa nam Pan historię z tamtych czasów. NIestety nie mogę przyczynić się do wskrzeszania naszej zbiorowej przeszłości ale jestem Panu w imieniu Rodziny i współziomków wdzięczny. - Kasper Pawlikowski
Szanowny panie Piotrze,
redaktorze portalu Krzywcza Trzy Kultury.
Czas, bym choć w kilku słowach wypowiedział się na temat, co skłoniło gdynianina, do zaglądania, interesowania się stronami portalu, prawdę mówiąc, historia miasta, jego mieszkańców i nie tylko. Właśnie, to dzięki Panu, liczna moja rodzina poznała losy najbliższych, których zawirowania II wojny światowej rzuciły z Kalisza, aż do Krzywczy, do miasta, w którym tragicznie zgiął brat mojej mamy, Henryk Magnuszewski. /strona portalu z Kalisza do Krzywczy/. Przyznaję, że szukam na stronach portalu wiadomości, czy odnalazły się szczątki mojego wujka i tych, którzy zostali zamordowani w lesie korytnickim, tuż po zakończeniu wojny, jak ich upamiętniono. Podziwiam, skrupulatne historie, nie tylko mieszkańców Krzywczy, którzy podobnie jak ja, dociekają wiadomości o losach rodzin, co dzięki portalowi, udaje im się poznać. Ostatnio, zainteresował mnie temat ”Zwykli niezwykli”, apel skierowany do młodzieży, by śledziła losy ludzi II wojny światowej, jest to lekcja szacunku, do ludzi, swojego miasta, i Ojczyzny, godna do naśladowania.
Serdecznie pozdrawiam – Jerzy Stanisław Fic
Gdynia 31 maja 2017 r.
Na stronie internetowej http://forum.gazeta.pl/ ukazała się opinia internauty tawnyroberts o naszej stronie internetowej Krzywcza.eu. Można czytać z oryginału lub poniżej.
Jakiś czas temu w sieci pojawił się interesujący portal zatytułowany "Krzywcza - trzy kultury". Autorem tekstów i większości zdjęć jest Piotr Haszczyn - znany działacz społeczny i pasjonat historii Krzywczy i okolic. Strona chyba działa od niedawna, a już można tam znaleźć wiele ciekawych artykułów i zdjęć, zwłaszcza archiwalnych. Szkoda tylko, że "Kultura ukraińska" jest póki co tak nielicznie reprezentowana. Na szczęście te braki nieco rekompensują dość szczegółowe opisy spuścizny po Ukraińcach -grekokatolikach, umieszczone w zakładkach do poszczególnych miejscowości gminy Krzywcza. Co ciekawe, sponsorem portalu nie jest Urząd Gminy, choć moim zdaniem powinien za taką promocję Krzywczy dorzucić trochę grosza, a osoba prywatna - właściciel miejscowej apteki. Na koniec tego krótkiego wprowadzenia życzę autorowi samych udanych artykułów i fotografii, możnych donatorów i obiecuję, że będę nadal częstym gościem wielokulturowej Krzywczy, nie tylko tej wirtualnej.
Jestem szczęśliwy, że poznałem stronę internetową pt. Krzywcza - Trzy Kultury - bogatą stronę. Dzięki temu, mogłem bliżej poznać, koleiny losu i historię Rodu Magnuszewskich.
Jerzy Stanisław Fic lub Jerzy Fic poeta gdyński.
Jestem pod wrażeniem ogromu pańskiej pracy nad tym projektem. Nie sądziłam, że wykonuje je jedna osoba. toż to praca dla całego niemałego zespołu. Tym bardziej należą się Panu słowa uznania i gratulacje! Proszę je przyjąć ode mnie i mojego męża, który nie będąc związany z tymi stronami żywo się nimi i ich historią interesuje.
Z serdecznymi pozdrowieniami Teresa Jankowska
Witam, dość przypadkowo trafiłem na Pana stronę, ale zrobiła za to na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się że istnieje, a Panu i Pana współpracownikom życzę pomyślności w 2012 roku oraz dalszych sukcesów w dokumentowaniu dziejów Krzywczy i gminy. Ja będę już stałym jej czytelnikiem.
Stanisław Walkowiak z Wrocławia
Od tego się zaczęło
- Szczegóły
W roku 1994 przeprowadziłem wywiad z moim tatą Julianem Haszczynem na temat przedwojennych mieszkańców Krzywczy. Wielokrotnie powtarzane opowieści zostały zarejstrowane na taśmie magnetofonowej. Szczególnie pierwsze zdania wywiadu wywarły na mnie tak mocne wrażenie, że postanowiłem zachować od zapomnienia Trzy Kultury, które rozwijały się w okresie przed 1939 r. Poniżej prezentuję pierwszą część wywiadu [MANIFESTU] dotyczącą przede wszystkim społeczności żydowskiej.
Piotr Haszczyn
Wywiad w linku obok w formacie PDF Od tego się zaczęło KLIKNIJ
Bloogerka Agnes
- Szczegóły
Miłośnikom czytania bloogów polecam teksty pisane przez Agnez, która pochodzi z Krzywczy. W chwili obecnej nie życzy sobie podania personaliów. Bloogi kierowane do nastolatków.
http://1d-vas-happenin.blogspot.com/
Agata Stadnik
- Szczegóły
Agata Stadnik rodowita mieszkanka Krzywczy, w której spędziła swoje dzieciństwo. Tu ukończyła miejscową Szkołę Podstawową, następnie kontynuowała edukację w Przemyślu. Bardzo duży wpływ na rozwój artystyczny Agaty miała mgr Janina Szymańska - która przez wiele lat prowadziła Kółko Artystyczne przy Szkole Podstawowej w Krzywczy, inspirowała i wierzyła w swoich uczniów.
Agata uczyła się na uczelniach w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukończyła studia magisterskie w projektowaniu graficznym/multimedialnym na Akademii Sztuk Pięknych w Bostonie (Massachusetts College of Art and Design) a także studiowała na prestiżowym MIT Media Lab. Od wczesnej młodości jej pasja było przelewanie swoich inspiracji na papier oraz fotografia. Na studiach doszyło do nich fascynacja projektowaniem sztuki użytkowej, wnętrz, instalacji interaktywnych oraz projektowanie gier multimedialnych. W jej sztuce ważne jest, aby pomóc ludziom komunikować się, uczyć, tworzyć i dobrze przy tym się bawić. W swoich projektach Agata stara się zachęcić ludzi do komunikowania się, chce wciągnąć ich do ruchu mentalnego i fizycznego. W swojej karierze zawodowej projektowała grafikę dla klientów w USA, Polsce i Wielkiej Brytanii. Obecnie Agata mieszka i pracuje w Londynie [Wielkiej Brytanii 2011].
Klienci: Artcine w Wielkiej Brytanii, Candlewick Press, Ford, IKEA, Inglot, Liquid Labs, Massachusetts College of Art and Design, Towarzystwo Muzyczne Moniuszki, Rada Szkolnictwa Wyższego Nowej Anglii, RT Inżynieria, Marketing Drive World Wide, TweenOrScript.
Ważniejsze wystawy:
If/then of Dynamic Media—Wystawa Multimedialna, MassArt, Boston, USA, 2009
Play Time—Wystawa Multimedialna, MassArt, Boston, USA, 2008
Srebrny Czworokąt—Międzynarodowe Triennale Malarstwa Regionu Karpat, Europa, 2006
Więcej informacji o Agacie na jej stronie internetowej: http://agatas.com/
Poniżej prezentuję przekrój pracy artystycznej Agaty [za jej zgodą].
Opracowanie - Piotr Haszczyn
Krzywcza Wykaz mieszkańców - 1853
- Szczegóły
LISTA MIESZKAŃCÓW KRZYWCZY Z ROKU 1853 WSZYSTKICH OBRZĄDKÓW NA PODSTAWIE WYKAZU KATASTRALNEGO
Wykaz obejmuje właścicieli domów. Nie uwzględnia wszystkich mieszkańców Krzywczy.
- Akielaszek Jan
- Bereznicka Agnes
- Bernacki Wojciech
- Bernacka Tacka
- Beroch Dawid
- Beroch Galler
- Bukowsky Ludwik
- Bukowski Józef
- Cęntkowski Antoni
- Chrapek Mikołaj
- Cwik Jan
- Czarnecki Michał
- Dańkowski Szymon
- Dudzińska Anna
- Dudziński Mateusz
- Duralski Szymon
- Franiak Jędrzej
- Feniszka Wdowa
- Fenig Jan
- Fenik Michał
- Fenik Michał
- Ferfecka Anastazja
- Friszka Paraskiwia
- Frankowski Franciszek
- Frankowski Jacob
- Frankowski Jan
- Frankowski Maciej
- Frankowska Marianna
- Frankowski Michał
- Frankowski Stanisław
- Frankowski Szczepan
- Frankowski Tomasz
- Frankowski Wojciech
- Fyrisz Józef
- Fyrisz Michał
- Fyrisz Rosalia
- Gałgan Franciszek
- Gałuszka Marya
- Gluchsmann Szyja
- Goral Antoni
- Goral Józef
- Gromet Jtzig
- Gruszczyński Jan
- Gruszczyński Wojciech
- Hruszak Jan
- Hurka Jan
- Hurka Theodor
- Januszkowa Wdowa
- Kłuszniacka Marya
- Kasprowicz Wawrzyniec
- Kic Gregor
- Kis Jan
- Kis Peter
- Konoszynski Jan
- Konoszynski Wojciech
- Kopestynski Bazili
- Kopestynski Jan
- Kowałczyk Anna
- Kowałczyk Michał
- Kowałczyk Mikołaj
- Kucharz Jan
- Kwaśny Bazyli
- Kwaśny Roch
- Lach Franek
- Leśniak Anastasia
- Luderowski Jan
- Magielda Mikołaj
- Majewski Teko - Jeko?
- Majewski Jan
- Malski Łukasz
- Marko Piotr
- Mecinski Jendrzej
- Mirizwa Józef
- Mirziwa Paweł
- Mikiła Jan
- Moszko Grzegorz
- Moszko Jan
- Moszko Stefan
- Moszko Stefan Cobia
- Moszko Simon
- Moszko Teodor
- Mucha Jan
- Niedzielski Michał
- Nuta Strum
- Olszański Jan
- Orłowski Bazyli
- Orłowski Grzegorz
- Orłowski Jan
- Pawełek Franz
- Pawłowski Michał
- Pirog Jędrzej
- Podgrabi Michał
- Podgrabina Marya
- Polner Majer
- Pulimowski Michał
- Pupka Jan
- Pupka Jendrzej
- Pyszynski Stanisław
- Radio Michał
- Radoń Anna
- Rajtarowski Franz
- Rakoczy Jan
- Ringel Dawid
- Rogowski Wincenty
- Roman Hryc
- Rosner Jtzig
- Saiolak Martin
- Simieszko Bazyli
- Smieszko Stefan
- Sitnik Iwona
- Sitnik Jan
- Smiszko Teodor
- Sochan Grzegorz
- Spitz Moses
- Spitz Moses
- Spitz Szyja
- Staruch Michał
- Starzyński Adam Graff [Hrabia]
- Strum Herszko
- Swat Bazyli
- Tucki Antoni
- Tymiński Aleksander
- Wesołowski Jan
Uwaga - Nazwiska i imiona mają oryginalną pisownię zastosowaną w dokumencie.
Przemyśl, 11 kwietnia 1853
Dorota Lekka, Zespół kościelno-plebański w Babicach. Historia i opis zabytków
- Szczegóły
Krośnieńska Oficyna Wydawnicza Sp. z o.o. wydała w roku ubiegłym interesującą książkę Doroty Lekkiej, Zespół kościelno-plebański w Babicach. Historia i opis zabytków. Z zadowoleniem należy przyjąć to opracowanie, zwłaszcza że ostatni, jakże gruntowny remont kościoła, który zbiegł się z 500-leciem parafii, był idealną okazją do pokazania bogactwa dziedzictwa materialnego i historii babickiej świątyni. Co więcej, wciąż tak mało mamy opracowań (historycznych, etnograficznych, z zakresu historii sztuki) dotyczących miejscowości Ziemi Przemyskiej i Sanockiej, że każda praca, oczywiście pod warunkiem, że jest rzetelnie wykonana, cieszy nie tylko zwykłych czytelników, ale i badaczy.
Książka Doroty Lekkiej (jak sama pisze – mająca charakter publicystyczny) podzielona jest na dwa bardzo nierówne rozdziały: Kalendarium historyczne oraz Kościół i obiekty parafialne. Osobiście zamiast kalendarium (które z przyczyn oczywistych jest bardziej dokładne dla czasów najnowszych, a dość ogólne dla epok przed XIX w.) wybrałbym formę opisową, w której można by pokazać, jaką rolę pełniły Babice w Ziemi Sanockiej (do której terytorialnie kiedyś należały) i na ile parafia rzymskokatolicka stanowiła okoliczne centrum religijno-kulturalne (a na pewno jakieś stanowiła). A przyjęta przez Autorkę forma kalendarium jest dyskusyjna i de facto zawiera „różnorodności” z życia miejscowości oraz parafii.
Część właściwa pracy rozpoczyna się od eseju dotyczącego sztuki baroku (źle jest sformułowany tytuł O architekturze i sztuce baroku – architektura jest przecież częścią sztuki!). Krótki, zwięzły, zgrabnie napisany, ujmuje wszystko to, co najważniejsze w tematyce i tu należy pogratulować Autorce umiejętności syntetyzacji. Czemu jednak daty występowania baroku są tak ściśle podane? – 1590–1760. Przecież zjawiska w sztuce bardzo rzadko da się aż tak wyraziście rozdzielić datacją (o ile w ogóle jest to możliwe, a raczej umowne). Sama Autorka zwróciła uwagę, że wiele zjawisk nachodzi na siebie, egzystuje w tym samym czasie itd. Skąd więc aż tak ostre wyznaczanie cezur? Jednocześnie gratuluję pomysłu ze słowniczkiem pojęć z historii sztuki – dodałbym jednak jeszcze co najmniej kilka sformułowań, które pojawiają się w tekście, a wydaje mi się, że są lekko za trudne dla „niewtajemniczonych”.
W części właściwej pracy Autorka bardzo dokładnie stara się oddać realia i detale. I chwała Jej za to. Ale niestety, styl ma czysto informacyjny. Stąd niekiedy mam wrażenie, jakbym czytał sprawozdanie z tego, co np. zrobiono „za jakiegoś proboszcza”. Jeżeli praca ma charakter popularyzatorski, to przy tego typu wyliczankach można „zanudzić się” już po pierwszej stronie! Oczywiście, nie zawsze da się wprowadzić szersze elementy interpretacji, choć niekiedy Autorka próbuje się z nimi „przedrzeć”. Szkoda tylko, że tak rzadko. Całość zyskałaby na poziomie i na gładkości. Byłoby to tym bardziej pomocne w czytaniu, bowiem tu i ówdzie w pracy szwankuje styl, np.: „Projekt [...] nowego wystroju [...] został zatwierdzony ze stanowiska konserwatorskiego”. Czy nie byłoby prościej – „przez konserwatora” (takiego a nie innego – domyślam się, że wojewódzkiego). W ogóle mam wrażenie, jakby nie została zrobiona korekta książki, co widać zwłaszcza na jej początku. Szkoda. Bowiem Autorka bardzo rzetelnie podeszła do tematyki, a tego typu „wpadki” w bardzo prozaiczny sposób obniżają jakość publikacji.
Słowo o Fundatorach jest pięknym ukłonem w stronę rodziny Pinińskich, ale zamiast Słowa należało omówić ich szczegółowy wkład w tworzenie świątyni i wpływ na jej wystój. A te rzeczy są tylko wzmiankowane. Myślę, że Autorka zdaje sobie sprawę, że określeniem Słowo o Fundatorach – zamiast zakończenia nie zwolniła siebie z obowiązku podsumowania swoich osiągnięć w pracy. Nie rozumiem zatem, dlaczego tego zakończenia (podsumowania) po prostu nie ma?!
Pracy brakuje przypisów, stąd właściwie nie do końca wiadomo, które fragmenty są indywidualną interpretacją Autorki, a co jest przywołaniem badań innych. Na szczęście we Wstępie, dość zgrabnie napisanym, Autorka wyjaśnia przyczyny, dlaczego zrezygnowała z aparatu naukowego, choć czy do końca słusznie? To już pytanie dyskusyjne. Odsyłam do prac z zakresu mikrohistorii. Spełniają one wymogi prac naukowych, a czyta się je świetnie!
Wartość publikacji podnoszą liczne kolorowe ilustracje, które unaoczniają wywody teoretyczne poświęcone poszczególnym elementom wystroju babickiej świątyni i innym artefaktom. Szkoda jedynie, że zdjęciom nie towarzyszą żadne podpisy, gdyż to jeszcze wyraźniej pokazałoby, na jakie elementy ikonograficzne czytelnik powinien – zdaniem Autorki – zwrócić uwagę.
Książka ma nade wszystko służyć mieszkańcom Babic i okolic, jako przewodnik, pozwalający lepiej „odkrywać drzemiące w sakralnych dziełach sens i przesłanie” (parafrazując słowa ze Wstępu). I myślę, że generalnie książka spełnia swoje zadanie w miarę dobrze. Co więcej, dla mieszkańców spoza Babic (jak ja) jest ona zachętą, by odwiedzić nie tylko pięknie położoną miejscowość, ale właśnie poprzez zadumę nad bogactwem wnętrz miejscowej świątyni zastanowić się nad dziedzictwem wieków, które pozostawili nam przodkowie. Autorce książki gratuluję, polecając na przyszłość jedynie głębsze przemyślenie całości struktury i wykonania. Mam nadzieję, że tak udany debiut (o ile był to debiut) zaowocuje na przyszłość kolejnymi publikacjami, a moje uwagi będę w tym jedynie pomocne.
Tomasz Pudłocki
Tomasz Pudłocki - Doktor Nauk Humanistycznych, asystent w Zakładzie Historii Oświaty i Kultury Uniwerstytetu Jagiellońskiego. Urodzony w Przemyślu w 1981 r. Autor kilku książek i wielu publikacji. Przewodniczący sekcji humanistycznej Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Przemyślu.
P.S.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na kilka spraw, których recenzent nie poruszył. Po pierwsze autorka pisząc książkę uwzględniła w nich archiwalia z naszego regionu. Niestety po te najważniejsze dotyczące babickiej parafii trzeba udać się dość daleko. Stąd w wielu miejscach domysły i dyskusje polemiczne zamiast faktów.
Po drugie autorka nie zadbała nie tylko o fachową korektę, ale również konsultacje historyczne. Stąd powielanie błędów innych autorów w tym moich. Kto widział akt nadania Dubiecka, Iskani etc. Piotrowi Kmicie przez Władysława Jagiełłę wie, że nazwa Babic tam nie występuje.
Po trzecie wydaje się, że w założeniach wstępnych autorka postanowiła zrezygnować z publikacji domorosłych babickich historyków, co jednak nie do końca się jej udało [sprawdź]. O Babicach w ostatnich latach ukazało się dość sporo artykułów [Niedziela, Głos znad Sanu], które byłby wartościowym uzupełnieniem Kalendarium Historycznego.
Przyłączam się również do pozytywów i negatywów oraz gratulacji dra Tomasza Pudłockiego, a książki, które nie mają błędów prawie się nie zdarzają.
Piotr Haszczyn
Kochankowie z Krzywczy
- Szczegóły
Leah i Hersh kochankowie z Krzywczy
Opowieść, która nadaje się na scenariusz do filmu Lovestory. Rozpoczęła się w Krzywczy, a skończyła w Nowym Jorku. Jest to historia autentyczna żydowskiej pary z początku XX w. Ale oddajmy głos Mardocheuszowi Gallerowi, który opisał to wydarzenie.
Opowiem o córce rabina z Galicji, która w środku nocy zniknęła i pojechała za głosem serce do Ameryki. Miałem wtedy trzy lub cztery lata w domu pełnym dzieci i wyjazd jej z domu nie za bardzo pamiętam zwłaszcza, że jej wyjazd okrył wstydem całą naszą rodzinę. Od tej pory jej imię nie było wymieniane w naszej rodzinie. Nie było Leah i jej imienia nikt już nie wypowiadał. Po latach dowiedziałem się, że w naszym sąsiedztwie, w następnym domu mieszkała wdowa i miała syna, Hirsha, który w tajemnicy spotykał się z Leah. Oboje wiedzieli, że w sposób tradycyjny nie będą mogli się pobrać. Rabin nie wyda za mąż córki za syna biednej wdowy. Za człowieka, który nie zna Talmudu, a jego wykształcenie jest jak każdego zwykłego człowieka. Tyle tylko, że ich miłość nie słuchała tradycyjnych konwencji.
Hirsh Rosner był dobrym człowiekiem, przystojnym i oboje pragnęli być razem więc wymyślili plan, aby się pobrać. Na początku Rosner wyjechał do Ameryki. Po jakimś czasie Leah zniknęła w środku nocy. Opowiadało się, że Hirsh wysłał jej wszystko, co niezbędne do podróży i czeka na nią w porcie w Nowym Jorku. Mijały lata i nikt nie wspomniał o istnieniu naszej siostry. Ale w 1914 roku, list od Leah otrzymał mój ojciec po około dziesięciu lat od dnia zaginięcia. W liście Leah wyjaśniła przyczyny swojego zniknięcia. Napisała, że u Hirsha, wiedziała dobre cechy i czuła, że zostali sobie przeznaczeni przez niebiosa. Oboje wiedzieli, że w Krzywczy nie dojdzie do zgody na małżeństwo i dlatego zdecydowali się na wyjazd, aby wziąć ślub z dala od rodziców. W liście Leah wyjaśniała: - niech to będzie wiadome całej rodzinie i Tobie Ojcze, że Hirsh nie dotykał mnie, aż do dnia zaślubin, które odbyło się zgodnie z prawem Mojżesza i Izraela. I niech to będzie wiadomo, że mój dom jest zarządzany w ścisłej koszerności, a ja i mój mąż Hirsh Rosner prowadzimy nasze życie w miłości i szacunku. Mamy syna, któremu nadaliśmy imię Saul po ojcu Hirsha, a córkę nazwaliśmy Shainda po mojej zmarłej siostrze. Wiedziałem, że spowodowałam wstyd i zadałam cios w honor rodziny, ale usprawiedliwiam się tym, że nasz czyn był z miłości i z błogosławieństwem niebios. Teraz, po dziesięciu latach czuję, że muszę Wam o tym wszystkim napisać. Harry [Hirsh], mój mąż, wspiera mnie w tej trudnej drodze, aby zerwane kiedyś więzi na nowo odbudować. W razie gdy odpowiesz na mój list i uzyskam Twoje przebaczenie razem z Hirshem i dziećmi przyjedziemy w lecie i stanę się na nowo Twoją córką.
Ojciec odpowiedział na list Leah i przebaczył jej. Leah przyjechała z dziećmi do Bóbrki w lecie 1914 r. Krótko po jej przybyciu wybuchła I wojna światowa i byliśmy zmuszeni uciekać ratując swoje życie. Uciekaliśmy na zachód, na nogach z bagażami w rękach. Także Leah i jej dzieci uciekali z nami i ponosili trudności i wszelkie niewygody. Dowiedział się, że jest możliwość ucieczki dla obywateli amerykańskich, których wojna zastała w Europie.
Leah i jej dzieci szczęśliwie dotarli do brzegu Adriatyku, gdzie wsiedli na amerykański statek. My, uchodźcy patrzyliśmy na nich z zazdrością, ale i życzeniem, aby szczęśliwie dotarła do domu do swojego męża. Od tego czasu już jej nie widziałem. Dopiero po II wojnie światowej otrzymałem widomość od Rabina Awigdora, który nas odwiedził, że Leah z dziećmi żyje w Nowym Jorku, ale w międzyczasie została wdową.
Tłumaczenie i redakcja Piotr Haszczyn
Jan Zachariasiewicz
- Szczegóły
Badania na temat związku Jana Zachariasiewicza będą kontynuowane, a ich plon będzie zaprezentowany na łamach naszej strony internetowej.
Artykuł powiązany -
Pamiętnik Zofii Moraczewskiej z d. Gostkowskiej
Artykuł Pech Zachariasiewicza
Poniżej prezentujemy artykuły, jakie ukazały się w prasie w związku ze śmiercią poety w roku 1906. Pierwszy [Jan Zacharjasiewicz] z nich jest notą biograficzną pisarza, drugi relacją z pogrzebu pisarza w Krzywczy. Zachowano w nich autentyczny język z początku XX w.
Piotr Haszczyn
JAN ZACHARJASIEWICZ
W chwili zamknięcia numeru doszła nas żałobna wiadomość o zgonie ś.p. Jana Zacharjasiewicza, poety, powieściopisarza i publicysty, długoletniego współpracownika naszego pisma. Zacharjasiewiczowi należałoby się dłuższe wspomnienie, wobec jednak spóźnionej pory ograniczamy się tymczasem krótką wzmianką.
Urodzony 1 września 1823 w Radymnie [Prawdziwą datę urodzenia odnalazł Czesław Kłak, który ustalił ją na podstawie wpisów do Ksiąg metrykalnych parafii Radymno], w ziemi Przemyskiej [Galicja], pierwsze nauki pobierał w mieście rodzinnym, a następnie w gimnazjum przemyskim. Jako 17 letni chłopiec padł ofiarą podejrzliwości biurokracji austriackiej: osadzony w więzieniu w twierdzy szpicberskiej wraz z innymi kolegami, przebywał tam dwa lata [1842 – 1844].
Po uwolnieniu uczęszczał na uniwersytet lwowski i wszedł w postępowe koła ówczesnej młodzieży. W owych też czasach przypada początek jego kariery literackiej: pisywał artykuły polityczne do czasopism, zwłaszcza do lwowskiego Postępu, którego był redaktorem wespół z Karolem Widmanem, przekładał piosenki rumuńskie, układał dzieje Polski dla dzieci.
Uwięziony powtórnie, przebywał dwa lata w twierdzy Theresienstadt, krócąc czas studiami nad literaturą niemiecką, francuską, włoską,. Po uwolnieniu rozpoczął ożywioną działalność literacką: wziął się do powieści, z których najwcześniejsze ukazały się w Nowinach, założonych wówczas właśnie przez księgarza lwowskiego Kallenbacha; tam też ukazały się: „Artysta:, „Powrót”, „Nie wierzcie w serce”, utwory poetyckie pełne rozczarowań, smutków, szyderstwa, tam tez drukował Zacharjasiewicz pierwsze powieści: „Uczony” [1855], „Sierota wielkiego świata”, „Renata” i inne, nie doskonałe jeszcze, ale znamionujące bystrość obserwacji i żywotność narratorską.
Zdawna marząc o krajerze powieściopisarza historycznego, Zacharjasiewicz długo borykał się z trudnością odnalezienia barw żywych i źródła natchnienia do odmalowania obrazów przeszłości. Poznawszy niejakiego Jana Wadilewicza, starca, któremu życie nie oszczędziło żadnych trosk i rozczarowań, żyjącą kronikę czasów ubiegłych, odnalazł w nim to, czego mu brakowało: podnietę twórczości. Wówczas rozpoczął się szereg powieści o szerszem tle obyczajowym i tendencji polityczno –społecznej. Pierwsze z nich to „Sąsiedzi” i popularne w swoim czasie „Na kresach”, którego wydanie [1860] rozeszło się w ciągu kilku miesięcy w 2000 egzemplarzach, a ostatnie [czwarte] wyszło w 1895 roku staraniem Tygodnika Ilustrowanego. Walka z pochłaniającym wszystko zalewem niemczyzny, z niszczycielską działalnością germanizatorów, walką, która była treścią tego utworu, od razu zjednała jej wielką wziętość wśród czytelników polskich: tak więc autor połączył w niej szczęśliwie pierwiastek artystyczny z publicystycznym, obywatelskim. Za temi pierwszymi powieściami w tym kierunku poszły inne: „Święty Jur”, ze stosunków polsko – Rusińskich w Galicji, szlachetna pobudka do porzucenia waśni narodowych, do zgody i jedności, „Nemezis”, „Zakryte karty”, „Chleb”, Wiktorya Regina”, „Widoki familijne”, „Opinia parafialna”, ”Człowiek bez jutra”, „Szczęście kobiece”, „Na chlebie żony”, „Chryzantemy”, „Romans pana Michała” i inne.
Pisał też i powieści czysto historyczne: „Krzesło królewskie” i „Maryan Kordysz”, przeniknięte ideą narodową i humanitarną. W ostatnich czasach pisywał więcej powieści obyczajowych, które wszakże, wobec nowych kierunków twórczości, nie mogły już wzbudzić takiego zaciekawienia, jak niegdyś „Na kresach” i „Świety Jur”. W r. 1895, z powodu 80-ej rocznicy urodzin, Tygodnik Ilustrowany, którego Zacharjasiewicz był zawsze przyjacielem, zamieszczając w jego tekście i dodatkach najlepsze swoje utwory, poświęcił mu dłuższą sylwetkę jubileuszową. Zmarł dnia 8-go maja w Krzywczy nad Sanem. [Data śmierci pisarza według wpisu do księgi zmarłych miała miejsce 6 IV 1906 r. W następnym artykule jest data 7 b.m - czyli 7 maj 1906. Wydaje się, że powyższy artykuł miał decydujące wpływ na określenie daty śmierci pisarza - tak poszło w świat. Ostatecznie w jednej z gazet przemyskich [Echo Przemyskie z 10 V 1906 r.] ukazała się informacja, że Jan Zachariasiecz zmarł 6 V 1906 r. o 4 nad ranem (Jan Zacharjasiewicz, powieściopisarz, kawaler orderu Franciszka Józefa, po krótkich a ciężkich cierpieniach, zaopatrzony św. Sakramentami, zmarł w Krzywczy w niedzielę dnia 6 maja 1906 o godz. 4 tej rano, przeżywszy lat 85. Pogrzeb odbył się wczoraj). Ta informacja z powodu dokładności rozstrzyga datę śmierci Zachariasiewicza].
Wytwornym stylistą Zacharjasiewicz nie był nigdy; przez długi czas nawet, do r. 1870, nie mógł pozbyć się naleciałości składni niemieckiej, daleko mu do wirtuozostwa formy dzisiejszych przedstawicieli beletrystyki. Ale nie można mierzyć go tą miarą – dzisiejszą; Zacharjasiewicz zaczynał swą działalność beletrystyczną wówczas, gdy powieść polska wywalczyła sobie prawo istnienia. A bystra postrzegawość, łatwość opowiadania, szlachetne dążności i duch obywatelski, przenikający jego utwory, oto zalety człowieka i pisarza, który zjednały Zacharjasiewiczowi imię w naszym piśmiennictwie i trwałą pamięć u współziomków.
hg.
Pogrzeb ś.p. Jana Zacharjasiewicza
W ziemi przemyskiej, w uroczo nad Sanem położonym miasteczku Krzywcza, odbył się w dniu 10 b.m [prawidłowo 9 maja]. pogrzeb nestora powieściopisarzy naszych. Ś.p. Zacharjasiewicz zmarł we dworze krzywieckim u stryjecznej siostry swej p. Karoliny Joczowej [chodzi o Wiktorię Jocz - Zachariasiewicz], u której spędził kilkanaście ostatnich lat życia swego. Znało go w Krzywczy każde dziecko włościańskie, szanowali i czcią otaczali sędziwego starca wszyscy bez różnic wyznań obywatele miasteczka, a on, zawsze pogodny, uśmiechnięty, serdeczną miłością wywdzięczał się za okazaną mu życzliwość i szacunek. Był dobrodziejem szkoły miejskiej, uczestniczył we wszystkich aktach i uroczystościach, nie dalej jak przed 3 laty za honorarium, uzyskane za ostatnią powieść „Orion i Chryzantema”, sprawił szkole nowy dach ogniotrwały i wyposażył ją w przybory naukowe. W styczniu r.b. po podróży, odbytej do Królestwa i Galicji, powrócił po raz ostatni, tym razem już z polecenia lekarzy, do Krzywczy. Rozwijające się zwapnienie żył przy ogólnem starczym osłabieniu powaliło go na łoże, z którego już nie miał powstać. Zgasł cicho i spokojnie w dniu 6 b.m. Przed śmiercią zarządził, aby pogrzeb odbył się według obrządku grecko – katolickiego, do którego należał [Powyżej zdjęcie nagrobka Jana Zachariasiewicza na krzywieckim cmentarzu]. Jak Cichem, spokojnem i pogodnem było życie zmarłego, tak skromnym i sielskim był jego pogrzeb. W ubożuchnej cerkiewce krzywieckiej duchowieństwo rzymsko i grecko – katolickie odprawiło żałobne egzekwie. Dookoła trumny, okryte licznymi wieńcami, ustawił się lud Rusiński w swych barwnych świtkach. Przy odgłosie chóru alumnów ruskich wyprowadzono zwłoki na cmentarz miejscowy. Szły za trumną delegacje i reprezentanci literatury i dziennikarstwa, przedstawiciele powiatu, dworów okolicznych i tłumy włościaństwa. Nad grobem przemówił w rzewnych słowach burmistrz Radymna, rodzinnego miasta Zacharjasiewicza, p. Popkiewicz, podnosząc jego zasługi, jako prawego syna ojczyzny, niestrudzonego pracownika na polu oświaty, znakomitego pisarza, który zaszczytem okrył nie tylko szeroko swą Ojczyznę, ale, jako Rusin z rodu, wskazywał, że tylko w umiłowaniu wspólnych ideałów, w miłości i zgodzie leży przyszłość narodu. Zwłoki złożono w rodzinnym grobie Joczów w Krzywczy.
Od redakcji portalu: Grobowiec Joczów zawierał 4 miejsca. Zachariasiewicz był w nim złożony, jako pierwszy następnie Bolesław Jocz, Wiktoria Jocz, Maria Bocheńska. Gdy zmarł Emanuel Bocheński w 1952 r. wyjęto trumnę Zachariasiewicza i pochowano na cmentarzu w ziemi. Zabezpieczono również finanse, by wybudować godny nagrobek i tak się stało. Nie wiadomo skąd pochodzi informacja, którą rozpowszechnił Stanisław Kryciński, że jest to nagrobek symboliczny, gdyż dawna mogiła nie została zlokalizowana. Grób Zachariasiewicza w Krzywczy jest i kryje on rzeczywiście prochy poety.
Jan Zachariasiewicz o miłości:
"Kiedy Twoja miłość jest już przyjęta i otwierają się przed Tobą ramiona, wówczas proś Boga, niech zachowa tę miłość od zepsucia, ...”
„Pierwsza nasza miłość nie jest miłością kobiety, ale miłością bóstwa, które w kobiecie sobie wyobrażamy. Ta miłość musi przebiegnąć jak błyskawica nasza istotę i zahartować ja na cały żywot Ale to nie będzie uczucie tego świata, to jest mały odłamek zaświatowych rozkoszy, których doznamy, gdy nasiąkła przesadami skorupa nasza pęknie, a człowiek rajski znowu odżyje.”
Dla zainteresowanych twórczością Jana Zachariasiewicza podaję małą biblioteczkę z twórczości pisarza online:
Dr Włodzimierz Kozłowski
- Szczegóły
Dr Włodzimierz Kozłowski, chociaż związany z Krzywczą, jest postacią w naszym społeczeństwie prawie nieznaną. Ale po kolei. W 1838 r. Teofila hr. Starzeńska [Pawlikowska] odsprzedaje lub odstępuje [sprawa dość niejasna] kluczy krzywiecki Adamowi hrabiemu Starzyńskiemu h. Lis, który w związku małżeńskim z Cecylią Badeni h. Bończa miał trzy córki: Jadwigę, która zmarła na tyfus w 1858 r. w wieku 18 lat (pochowana na krzywieckim cmentarzu), Marię, która wyszła za mąż za Leona Grotowskiego właściciela Jaćmierza oraz Gabrielę, która wyszła za mąż w Krzywczy dnia 22 IX 1857 r. za Zygmunta Bolestę Kozłowskiego z Kozłowa h. Jastrzębiec. Ponad rok po ślubie 8 grudnia 1858 w krzywieckim dworze przychodzi na świat Włodzimierz Kozłowski. Wydaje się, że w Krzywczy mieszkał zaledwie kilka lat. Następnie rodzina przenosi się do Zabłotciec Kozłowskich [wieś pow. jarosławskim, w gminie Radymno]. Tam 21 I 1864 r. umiera jego matka mając zaledwie 24 lata. W wieku 6 lat Włodzimierz został sierotą. Jego dalszym wychowaniem zajął się ojciec Zygmunt, który nie ożenił się już po śmierci żony. Niestety na tym moje informacje kończą się. Warto więc w tym miejscu przeczytać artykuł pana Artura Górskiego pt. „Włodzimierz Kozłowski – konserwatysta radykał”. Przedruk artykułu za zgodą redaktora naczelnego portalu www.konserwatyzm.pl pana profesora Adama Wielomskiego. Za co składam serdeczne podziękowanie.
Piotr Haszczyn
Artur Górski: „Włodzimierz Kozłowski – konserwatysta radykał”
W dniu 8 grudnia minie 150 rocznica urodzin Włodzimierza Kozłowskiego, wybitnego konserwatysty, przywódcy Klubu „Centrum” w Sejmie Krajowym galicyjskim, grupującego nieprzejednanych Podolaków.
Ogromna wiedza i siła charakteru zapewniały mu duży wpływ realny także w Kole Polskim w austriackiej Radzie Państwa. Jednak ten „istny szlachcic targowiczanin, konserwatysta radykał”, jak pisał o nim Kazimierz Chłędowski, pomimo rozlicznych zalet i zabiegów nie otrzymał żadnego stanowiska rządowego, gdyż jego reakcyjne poglądy były zbyt jaskrawe nawet jak na rzeczywistość polityki austro-galicyjskiej.
Włodzimierz Kozłowski-Bolesta urodził się 8 grudnia 1858 r. w Krzywczy. Jego ojcem był konserwatywny polityk galicyjski Zygmunt Kozłowski, który zadbał o majątek i należytą edukację syna. Włodzimierz, jak wielu ziemian galicyjskich doby autonomicznej, studiował prawo na uniwersytetach w Pradze, Insbruku, Krakowie i Wiedniu. W 1883 r. uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim tytuł doktora praw. Zdobytą wiedzę potrafił później niejednokrotnie wykorzystać w swojej działalności gospodarczej i politycznej, w pracy bieżącej i debacie publicznej. A że był pełnym temperamentu mówcą, w mowach swych i wystąpieniach walił w głowę przeciwników i swoich całymi tomami erudycji.
Kozłowski był właścicielem wsi Zabłotce Kozłowskie. Swoją działalność publiczną rozpoczął jako członek Rady Powiatowej w Przemyślu. Ceniono go za zaangażowanie w działalność społeczno-gospodarczą. Był członkiem m.in. Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, Krajowej Rady Kolejowej i Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarczego. Do władz tej ostatniej organizacji został wybrany po tym, jak w 1888 r. poddał ostrej krytyce „skostniały i krótkowidzący fiskalizm austriacki”, który doprowadził do upadku polskie gorzelnie i browary.
Rok później Kozłowski uzyskał mandat poselski na Sejm Krajowy z kurii wielkiej własności obwodu przemyskiego. Z ziemią tą związał się na stałe, a z czasem taki wpływ zdobył, tak przemyskie swoją osobą zniewolił, że tam rozstrzygał o wyborach wszelkich dygnitarzy autonomicznych. W sejmie zaangażował się w komisje: budżetową, gospodarstwa krajowego, gminną, wodną i sanitarną, a w późniejszych latach także w szkolną. Zajmował się głównie sprawami gospodarczymi, kolejowymi i edukacji młodzieży galicyjskiej. Szczególnie kwestie oświatowe stały się jego oczkiem w głowie. Opowiadał się za reorganizacją systemu kształcenia, zwiększeniem liczby szkół, w tym szkół rolniczych, a także za poprawą sytuacji materialnej nauczycieli. Postulował wprowadzenie nowych podręczników, umożliwiających naukę historii Polski, a także był gorącym orędownikiem wprowadzenia do szkół obowiązkowej nauki religii. Dużą wagę przywiązywał do początkowej oświaty ludowej.
Zaniepokojony strajkami na wsi galicyjskiej w 1902 r. Kozłowski stał się zwolennikiem zaktywizowania polskiego chłopstwa oraz bliskiej współpracy dworu i wsi polskiej przeciw Ukraińcom. Jako prezes Centralnego Komitetu Wyborczego jeździł po całej wschodniej Galicji, organizował zebrania, wygłaszał mowy historyczno-polityczne i tworzył tzw. stowarzyszenia obrony narodowej, które miały bronić polskiego stanu posiadania na dawnych kresach Rzeczypospolitej. Pod jego wpływem liczni ziemianie Galicji Wschodniej zaczęli działać na rzecz przywrócenia na łono polskości Rusinów-łacinników. W tym celu zakładano po wsiach czytelnie, organizowano kursy dla analfabetów, a także budowano kaplice katolickie. Była to otwarta wojna o naród i ziemię, a tak skuteczna, że ukraińska, nacjonalistyczna „Swoboda” pisała alarmujące teksty o „hakatystycznej robocie totumfackiego Kozłowskiego”.
Kozłowski konsekwentnie sprzeciwiał się demokratyzacji systemu wyborczego w Galicji. Słynna była jego mowa z listopada 1905 r. przeciw powszechnemu głosowaniu, którą naszpikował tytułami kilkudziesięciu dzieł obcych i wieloma długimi cytatami. Był jednym z inicjatorów i prezesem Klubu „Centrum”, który stał się politycznym zapleczem Podolaków w galicyjskiej Radzie Narodowej. Centrum wystąpiło jako stronnictwo skrajnie konserwatywne, opowiadające się zdecydowanie przeciwko demokratyzacji systemu wyborczego w Galicji, gdyż obawiano się dominacji żywiołu ukraińskiego nad wyspami polskości na wschodzie kraju. Kozłowski uważał, że system wyborczy do Sejmu Krajowego jest wewnętrzną sprawą Galicji i ostro sprzeciwiał się ingerencji w tej sprawie czynników wiedeńskich.
Do austriackiej Rady Państwa Kozłowski został po raz pierwszy wybrany w 1889 r. Z ramienia Koła Polskiego uczestniczył w pracach komisji gospodarczych Rady Państwa, gdzie m.in. walczył o budowę kanałów w Galicji. Był jednym z autorów ustawy językowej dla Austrii. W Kole Polskim przewodził grupie Podolaków, liczącej po wyborach w 1907 r. 21 posłów. Był to najsilniejszy w Kole klub, którego członkowie podkreślali swój klerykalizm, konserwatyzm i przywiązanie do dynastii Habsburskiej. Michał Bobrzyński w Kozłowskim cenił zawsze posła, który zawodowi publicznemu poświęcił niepospolite zdolności, a przede wszystkim niesłychaną ofiarność i pracę. Nikt z tylu sprawami nie był na serio tak obeznany. Jako referent ustaw położył w wielu sprawach niepospolite zasługi. Zdaniem namiestnika, „należał poseł Kozłowski do najznakomitszych w Kole posłów. Stanowisko jego i powaga były wprost wyjątkowe, zaszczytem byłoby dla każdego stronnictwa takiego posiadać przywódcę”. Ten radykalny konserwatysta mandat poselski piastował z przerwami aż do śmierci, która zastała go w 1917 r. we Lwowie.
Link do oryginału artykułu; http://archiwum.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/1616/
Rabinówka
- Szczegóły
Najstarszy obiekt drewniany w Krzywczy. W okresie międzywojenny nazywany przez miejscowych Rabinówką, później Restauracją, Knajpą, Barem. Zachował oryginalne dla przedwojennej zabudowy usytuowanie w stosunku do rynku oraz wielkość, wygląd i umiejscowienie w głąb działki typowej dla zabudowy Krzywczy z początku XX w.
Obiekt drewniany konstrukcji zrębowej, w stylu ludowym z charakterystycznymi podcieniami, kryty dachem siodłowym, pierwotnie gontowy, następnie blachą, a obecnie papą. Długość 18,5 m, szerokość 6,7 m. W budynku znajduje się 13 pomieszczeń. Powierzchna użytkowa 169 m2. Frontem zwrócony do rynku. Chociaż kilkakrotnie przebudowany nie stracił swojego urokliwego wyglądu.
Zbudowany przed rokiem 1870 na potrzeby poczty. Pierwotnie od frontu budynku były pomieszczenia poczty, a za nim mieszkanie dla jej pracownika poczmistrza. W początkach XX w. poczmistrzem był p. Lisowicz. Z tyłu budynku było pomieszczenie na konie oraz paszę z tego powodu, że co najmniej od roku 1869 kursował szybkowóz na trasie Przemyśl - Dukla. Liczba podróżnych ograniczona była do 3. Wyjazd z Przemyśla do Dukli o godz. 22.30, a trasa prowadziła przez Krzywczę 23.50, Dubiecko, 2.20, Dynów 3.50, Barycz 6.25, Miejsce Piastowe 10.30. Na miejscu szybkowóz był o godz. 12.00. Droga powrotna zaczynała się o 12.00, a w Przemyślu szybkowóz był o godz. 1.40. Na każdej z wymienionych miejscowości w budynku pocztowym następowała wymiana koni, a na stacji końcowej woźniców.
W roku 1911 budynek został sprzedany Krzywieckiej Gminie Żydowskiej. W nim do 1939 mieszkał Rabin Dawid Uhri z żoną Mindlą, synem Mozesem, Leizorem (2 im.), jego żoną Esterą. Rabin Uhri doczekał się trójki wnucząt; Leiba, Pinkasa i Chai, którzy urodzili się w Krzywczy w latach 1929 – 32.
W tym okresie z przodu budynku była jedna izba i sklep bławatyny [lata 1933- 39 z tkaninami; od bławat - tkanina jedwabna koloru bławatnego, koloru bławatka], który prowadzi syn rabina Mozes Uhri. Za nim znajdowały się pomieszczenia mieszkalne oraz Cheder [Chajder] – sala w której była szkoła żydowska o charakterze religijnym utrzymywana przez gminę. Zajęcia prowadził rabin i nauczyciele żydowscy dla chłopców w wieku od trzech lub pięciu lat. Nauka polegała na nauce czytania po hebrajsku z elementarza oraz z Księgi Kapłańskiej i mechanicznym tłumaczenia tej ostatniej.
Gruntowny remont budynku został przeprowadzony w latach 1937 – 38, a dokonali tego bracia Kowalczykowie z Woli Krzywieckiej. Po wybuchu II wojny światowej Dawid Uhri z rodziną zostali prawdopodobnie umieszczeni w przemyskim gettcie, a następnie zgineli około roku 1942.
Po 13 IX 1939 r. budynek został zajęty przez Niemców. Mieściło się w nim biuro, do którego nikt nie miał dostępu oraz użytkowany był jako budynek mieszkalny.
Po ataku Niemców na Związek Radziecki w 1941 r. mieszkała w nim Tekla Magnuszewska z mężem oraz córkami Dorotą, Stefanem i Elżbietą. W pierwszym pomieszczeniu prowadziła ona restaurację, tylne były przeznaczone na mieszkanie. Prawdopodobnie w tym okresie budynek został przebudowany. Z frontu były dwa wejścia. Około roku 1946 mąż pani Tekli - Henryk Magnuszewki pojechał rowerem do Przemyśla odwiedzić ją w szpitalu. "Zniknął" na koryteńskiej górze, która w tym okresie była mjescem morderstw i napadów rabunkowych przez "leśnych" zarówno polskich, jak i ukraińskich. Po tym incydencie rodzina Magnuszewskich w 1947 r. wyprowadziła się do Przemyśla. [Na zdjęciu obok Dorota Magnuszewska].
Następnie budynek przejęła Gminna Rada Narodowa w Krzywczy i tak stało w księgach wieczystych do momentu sprzedaży przez gminę w 2000 r. W budynku nadal funkcjonowała restauracja, często zmieniali się sprzedawcy i ajenci.
W 1963 r. budynek wydzierżawiła Gmina Spółdzielnia Samopomoc Chłopska w Dubiecku. W tym czasie restauracja była prowadzona przez p. Kazimierza Szota, który zatrudniał pracowników. Następnie przez Gminą Spółdzielnie Samopomoc Chłopską w Dubiecku do roku ok.1995. Przez bardzo długi okres czasu pracownikiem baru była pani Janina Jucha. Obiekt w tym czasie nosił nazwę Bar Zachęta, ale przez miejscowych był nazywany knajpą. Można było w nim zjeść drobne przekąski, kupić papierosy, cukierki, ciastka, napoje chłodzące oraz alkohole wszystkich typów z piwem z beczki na czele, po które ustawiały się długie kolejki. Przez pewien okres czasu (1972 – 75) sprzedawano również lody robione na miejscu oraz były serwowane posiłki regeneracyjne dla pracowników Spółdzielni Kółek Rolniczych.
Po rozwiązaniu GS w Krzywczy budynek stał bezużytecznie przez kilka lat. W roku 2000 kupili go Barbara i Stanisław Hyżowie, i wydzierżawili panu Janowi Mrozkowi. Ten zaadoptował go na aptekę. Przy tej okazji całość wnętrz budynku zostało wyremontowana, założono przy tej okazji centralne ogrzewanie, dostosowano do wymogów sanepidu, by można było prowadzić w nim aptekę. Dokonano również remontu z zewnątrz. Apteka została otwarta 8 III 2003 r. Dzięki temu budynek z tak długa i bogatą historią został uratowany od zniszczenia. Jest to najstarszych obiekt drewniany z charakterystycznymi cechami stylu budownictwa ludowego zachowanych w miejscowości.
Piotr Haszczyn