Napisał David Galler
Ojciec nasz David Abraham Galler [zdjęcie obok w wieku 32 lat] urodził się w Krzywczy w grudniu 1898 roku, tuż po śmierci swojego dziadka Davida Gallera (1794-1898) i pradziadka Abrahama Gallera (1794-1898). Obaj jego przodkowie, którzy byli rabianami w Krzywczy, zmarli w przeciągu jednego tygodnia. Ojciec Davida Abrahama, Benjamin, został po ich śmierci mianowany rabinem w Krzywczy. Kiedy nasz ojciec miał 75 lat spisał po hebrajsku wspomnienia dotyczących jego wczesnych lat życia w Krzywczy.
Sara i Zvi Galler
Muszę przyznać, że moje ciepłe uczucia w stosunku do Krzywczy zrodziły się głównie dlatego, iż było to miasteczko inne niż wszystkie żydowskie miasta: życie toczyło się tam przyjemnie, stosunki między Żydami i nie-Żydami były dobre, w odróżnieniu od tego, co doświadczyłem później w czasie moich podróży po świecie.
Żydowski rynek
Można powiedzieć, że rynek był miasteczkiem żydowskim, a miasteczko żydowskie stanowiło rynek. Większość Żydów było sklepikarzami lub rzemieślnikami, którzy świadczyli swoje usługi okolicznym chłopom. Zazwyczaj ich domy i sklepy były w jednym budynku, z dzwonkiem przy drzwiach, który brzmiał za każdym razem kiedy kupujący przekraczał próg, czy to w dzień, czy w nocy. Niemal za każdym żydowskim domem mieszkał gospodarz zaopatrujący rodzinę żydowską w kury, jaja i mleko.
Rabinat
Mężczyźni z trzech pokoleń Gallerów byli rabinami w Krzywczy przez niemal 90 lat (1821-1910). Pierwszy z nich Abraham Galler był zięciem rabiego Davida Shitza [Schiffa] i zastąpił go na tym stanowisku w Krzywczy. Wszyscy oni są pochowani w zbiorowym grobowcu noszącym nazwę „Ohel” na cmentarzu żydowskim w Krzywczy.
Droga z południa na północ.
Cerkiew.
Na drodze z południa na północ stała cerkiew, która została wybudowana kiedy byłem dzieckiem. Cerkiew miała złotą lub miedzianą kopułę oraz metalowy kabel biegnącym do ziemi. Kabel ten służył jako piorunochron i była nowym wynalazkiem Benjamina Franklina z Ameryki. Ludzie w tamtym czasie bali się błyskawic i grzmotów, wierzyli, że są one powodowane przez złe moce, zatem Franklin był uważany za cudotwórcę.
Poświęcenie nowej cerkwi.
Ceremonia była wspaniała, z pałacu biskupiego w Przemyślu przybył do Krzywczy biskup [zapewne greckokatolicki]. Wieśniacy stali wzdłuż drogi, witając go, każda wieś z własnymi chorągwiami. Biskup zatrzymywał się kilka razy, witając się z wiernymi. Kiedy przechodził przez rynek w Krzywczy zgromadzeni tam ludzie witali go z nabożeństwem. Mój ojciec, Benjamin Galler, stał przed synagogą trzymając w rękach świętą Torę. Razem z nim obecni byli inni ważni Żydzi z naszej społeczności oraz my, dzieci. Biskup i mój ojciec przywitali się, a następnie biskup dotknął Tory, zgodnie z naszą tradycją.
Naprzeciwko cerkwi znajdował się wspaniały budynek, w którym mieścił się zajazd. Jego właścicielem był Żyd, który przez naszą społeczność nie był uznawany, ponieważ przychodził się modlić do synagogi tylko w czasie najważniejszych świąt.
Droga z północy na południe.
Karczma
Na drodze z północy na południe stał żydowski zajazd prowadzony przez ojca i syna. Byli oni zacnymi ludźmi i wszyscy ich kochali. Karczma miał sporą werandę i miejsce do przywiązywania koni. Gośćmi zajazdu byli wyłącznie Żydzi, jedni podróżowali do Przemyśla, inni przybywali po błogosławieństwo słynnego rabina z Dynowa. W karczmie można się było napić bardzo dobrego piwa Polsen, serwowanego prosto z beczki. Żydom to piwo bardzo smakowało. Co sobotę jedna beczka trafiała na nasz stół, przy którym gromadzili się wszyscy Żydzi z Krzywczy.
Sklep z sukniami.
W pobliżu zajazdy, ale poza rynkiem żydowskim znajdował się sklep, w którym sprzedawano suknie młodym kobietom z okolicy. Jego właścicielem był bogaty Żyd, następny taki sklep znajdował się w Przemyślu, czyli w znacznej odległości od Krzywczy.
Łaźnia publiczna.
Było to duże pomieszczenie na kształt amfiteatru. Olbrzymi blok metalu podgrzewany przez ogień zmieniał swój kolor na czerwony. Mężczyzna, który tam pracował polewał go wodą, która natychmiast zmieniającą się w parę. Im wyżej się szło schodami, tym wyższa była temperatura. Można było poprosić też o specjalny zabieg: biczowanie wiązkami gałązek.
Dwór i poczta.
Wąska, zamknięta dróżka prowadziła od drogi z północy na południe w kierunku dworu polskiego pana. Stała przy niej figura Jezusa. Brama dworu była zawsze zamknięta i strzeżona przez dwa wielkie psy, które na mnie szczekały. Po obu stronach drogi rosły drzewa i wszystko to wydawało mi się bardzo tajemnicze.
Do moich obowiązków należało odbieranie poczty do mojego ojca. Budynek poczty znajdował się nieopodal przerażającego dworu. Zawsze kiedy tam szedłem zaglądałem do jego wielkiego ogrodu, na podwórku znajdował się tam zielony budynek.
Obszar między ogrodzeniem dworu i domami żydowskimi należał do Żydów, mieszkał tam człowiek opiekujący się synagogą. Nasz ojciec również wybudował tam dom, zanim opuściliśmy Krzywczę, ale nigdy w nim nie zamieszkaliśmy.
Dom opieki dla biednych i seniorów.
Pamiętam dwoje ludzi niespełna rozumu, którzy tam mieszkali. Od tego domu prowadziła droga na cmentarz. O ile sobie przypominam, dwór i część żydowska znajdowały się po stronie zachodniej, tam gdzie zachodziło słońce.
Rzeka San.
San znajdował się po stronie wschodniej. Chodziliśmy nad rzekę przez pola należące do polskich chłopów. W Galicji Żydzi dzierżawili ziemię od pana polskiego i to właśnie oni wprowadzali nowe technologie mające na celu ulepszenie produkcji płodów rolnych.
Spacer nad San.
Wszyscy mężczyźni z naszej rodziny maszerowali przez żółte pola, mój ojciec na przedzie, a za nim my, chłopcy. Wzdłuż drogi do rzeki rosły wielkie wierzby, a niebieski kwiatki upiększały pola uprawne. Kąpaliśmy się w rzece nago, nie mieliśmy kostiumów kąpielowych. Kiedy siedziałem na brzegu, widziałem prom przewożący na drugą stronę wozy i konie. Patrzyłem na niego kiedy odpływał coraz dalej i dalej, aż wreszcie znikał. Był to dla mnie swoistego rodzaju cud.
Dom.
Mój ojciec Benjamin Galler zanim się przeprowadził do Krzywczy mieszkał w Gródku Jagiellońskim [dziś Ukraina]. Po przeprowadzce nie mogliśmy zamieszkać w domu dziadka i pradziadka, który znajdował się w pobliżu synagogi, gdyż był on za mały dla naszej dużej rodziny. Jedyne duże mieszkanie, które nam pasowało było w budynku, który nie należał do Żydów, ale znajdował się w rynku żydowskim. Budynek stał na małym wzgórzu, a jego podwórko… rozciągało się aż do rzeki. Nasze mieszkanie wynajmowaliśmy od Polki mieszkającej nad nami. Pod nami mieszkał mężczyzna, który nie był Żydem, ale jako malarz pracował dla Żydów odnawiając ich domy przed świętem Paschy.
Plac, rynek i wojska cesarza.
Raz do roku wojska cesarza Franciszka Józefa wyruszały ze swojej kwatery w Przemyślu na manewry. Wybierali oni rynek w Krzywczy na miejsce postoju. Dzień wcześniej policjant z bębnem ogłaszał mieszkańcom, że następnego dnia, o tej i o tej godzinie wojsko zatrzyma się na rynku i nakazywał im, aby nie niepokoili żołnierzy. My dzieci baliśmy się podchodzić do żołnierzy, ale byliśmy bardzo dumni z tego, że cesarz wybrał właśnie nasz rynek na swój postój. Wspinałem się na dach naszego domu i obserwowałem żołnierzy maszerujących w kierunku naszego rynku. Ustawiali oni swoje karabiny na kształt piramidy, potem jedli i odpoczywali na naszej trawie.
Tumaczenie z języka angielskiego Renata Pobidyńska
Wersja angielska
Krzywcza at the beginning of the 20th century
(Written by David Galler)
Our father David-Abraham Galler was born in Krzywcza in December 1898 right after the death of his grandfather David Galler (1828-1898) and his grand-grandfather Abraham Galler (1794-1898) who both died within one week. Both served as the rabies of the Jewish community in Krzywcza. His father Benjamin Galler (1859-1921) was nominated as a Rabay after their death. At the age of 75 our father wrote (in Hebrew) these memories of his early life in Krzywcza as follows:
I have to admit that my affection to my hometown Krzywcza is mainly because it differed from other Jewish towns: The life there were pleasant, there were good relationships between Jews and Non-Jewish residents, that, in contrast to what later on I experienced in my wondering in the world.
The Jewish square(ring):
The square was the Jewish town and the Jewish town was the square. Most Jews were shoppers or craftsmen who gave their services to the farmers all around. Usually, the house and the shop were attached together with a bell at the door ringing at the entrance of a buyer day and night. Almost, behind every Jewish house lived a farmer who supplied milk, chickens and eggs to the Jewish family.
The Rabbinate:
Three generations of Gallers served as rabbis in Krzywcza during almost 90 years (1821 - 1910). The first one, Abraham Galler was the son-in-law of Rabbi David Shitz [Schiff] and replaced him as a rabbi of Krzywcza. They all are buried in a common grave named "Ohel" in Krzywcza's Jewish cemetery.
The road from south to north and the Church:
The Church
The road was blocked from south by a Church which was build when I was a child. The church had a golden or copper cap and an antenna with metal cable which went down to the earth. This antenna served as a light absorbent, a new invention by Franklin from America. People at that time, used to be afraid of lights and thunders, they believed it was a witch work and Franklin was considered as a miracle performer.
The celebration of the new church: The ceremony was magnificent, the cardinal came from the castle in Przmysil and up to the square in Krzywcza. All the peasants stood along the way, each village with it's special flags. On his way, he stopped several times, congratulating his believers. He walked through the square, people greeting him all the way. My father Benjamin Galler with the holly Torah in his hands stood in front of the synagogue with other important Jews of the community and we the children.
They greeted each other and the Cardinal touched the Torah according to the Jewish way.
Opposite to the church stood an out standing institute which served as a bar. The owner was a Jew but he was considered as a non- Jew by the Jewish community. He attended the prayers in the synagogue only on the High Holidays
The road from north to south:
The Hostel
This road was blocked by a Jewish hostel which was ran by a father and a son. They were good people and were loved by every body. The hostel had a big veranda and a place to tie up the horses. The guests were all Jews, some went to Przmysil and others were orthodox who went to get blessing from the famous Rabbi of Dinov.
The hostel served very good Polsen bear right from the barrels and all Jews enjoyed the beer. Every Saturday night one barrel was brought to our house to my father's table where all the Jews of Krzywcza were gathering.
The dressing store:
Close to the hostel, but outside the ring, a wealthy Jew owned a shop which supplied dresses to the young women in all the surrounding area. Otherwise they had to go to Przmysil which was very far.
The public baths:
It was a big room with stairs resembling a theater. A huge metal block that was heated by a fire turned red because of the heat. The man who worked there pore water on the metal block and it turned to steam. The higher you climbed on the stairs, the higher was the temperature. You could ask to get special treatment : heats by bunch of branches.
The Castle and the mail:
A small lane with no way out was attached to the road from north to south, and a statue of Jesus stood there. This lane led to the Polish Head Master castle. The gate to the castle was always closed and guarded by two mighty dogs that barked at me. On both sides of the lane were trees and the whole scene looked to me mysterious. It was my duty to collect the mail for my father. The mail building stood next to this frightening castle, and I used to peep into the huge garden on my way. There was a green house in the yard. The area between the fence of the castle and the Jewish houses belonged to the Jews and the caretaker of the synagogue lived there. Our father also build a house there before we left Krzywcza, but we had never lived there. House for the poor and the elderly: I remember two insane people living there. From this house the road went to the cemetery. As far as I remember , the castle and the Jewish area were on the west side where the sun set.
River San:
The river was on the east side . We used to walk to the river through the fields which belonged to the Polish owners. In Galicia, Jews hired the land from the Polish master and they were the first to introduce any new technology that could improve the crop. The walk to the San: All the men in the family marched through the yellow fields; my father at the front and behind him all of us the boys of the family. Big willows grew along the way and blue flowers decorated the vast cultivated fields. We washed ourselves naked, we did not use bathing suits. When I set on the bank of the river I could see a ferry which carried carriages pooled by horses. I watched it going farther and farther and became smaller and smaller until it disappeared. It was like a miracle to me.
The house:
My father Benjamin Galler lived in Grodek Jagiellonski befor he moved to Krzywcza.. When he had to move to Krzywcza he could not use the house that my grandfather and my grand-grandfather lived in, (located close to the synagogue), since it was too small for our big family. The only big flat that could suit us was in the only non-Jew building located in the Jewish ring . The building was located on a small hill that its yard down the way to river San. The house was rented from a Polish woman who lived at the upper flat and below us, lived a non-Jewish man who worked as a painter, specially for the Jews who had to paint their houses before Passover.
The ring (square) and the Kaiser troops:
Once a year, the troops of France Josef emerged from their base in the castle of Przmysil for trainings. They choose to park for recession on the grass of Krzywcza's ring. The day before, a policeman with a drum arrived at the square, announcing that on the day after, on such and such hour, the troops will park in the middle of the square and the people are requested not to disturb them. We, the children. were afraid to approach them but were very proud that the Kaiser chose to use our square. I climbed on the roof of our house and watched the soldiers marching toward our ring. They set their guns in a pyramidal shape, ate and rested on our grass.
Zapraszamy na blog - http://krzywcza.blogspot.com/